sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 17

             Gdy tylko się ocknąłem, wziąłem wielki haust powietrza. Świat wokół mnie wirował. Już nie byłem w tym idealnym świecie, wróciłem na ziemię, by znowu sprostać problemom i wykorzystać daną mi szansę. Daną nam. Potrzebowałem naprawdę długiej chwili, żeby obraz przed moimi oczami wyostrzył się. Nade mną stały trzy osoby: lekarz, Sandro i Lucy. Miał łzy w oczach. Moja mała Lucy... Tak długo jej nie widziałem. Minął może miesiąc, ale wydoroślała i nie była już dzieckiem, tylko młodą kobietą. Tak bardzo chciałem zetrzeć z jej twarzy te łzy. Wstać, przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Oszukałbym i ją i siebie. Próbowałem się podnieść, ale każdy ruch przerywał mi przerażający ból. Stłumiłem krzyk i osunąłem się z powrotem na łóżko.
- Nie wstawaj - Lucy pochyliła się nade mną i pocałowała mnie czule w czoło.
- Witamy z powrotem - Sandro uśmiechnął się z ulgą. - Jak się spało?
- Chyba nie chciałbym ponownie przeżywać takiego snu - mój głos był taki cichy i spokojny. Tak, jakbym nie został pchnięty nożem. - Długo tu jestem?
- Tylko tydzień - w końcu odezwał się lekarz. - Miał pan ogromne szczęście. Kilka centymetrów w bok i nie byłoby pana z nami.
- Dziękuję - szepnąłem.
- Nie dla nas te podziękowania tylko dla tego małego, co zadzwonił po policję - uśmiechnął się
i wyszedł z sali. Otworzyłem szeroko oczy.
- Co z Davidem?! - próbowałem się poderwać, ale znowu przeszywający ból przyszpilił mnie do łóżka.
- Z małym wszystko w porządku - powiedział niepewnie Sandro. Spojrzał ukradkiem na Lucy. Ta zła wiadomość wisiała w powietrzu.
- A co z Victorią? - wiedziałem, co zaraz powie. A przynajmniej tak mi się wydawało.
- Ona...
- Ona musi żyć! - zebrałem całe siły na ten krzyk.
- I żyje - szybko dopowiedziała Lucy. Od razu nabrałem nadziei. - Ale jest w bardzo złym stanie. Lekarze dają jej tylko 40 procent szans na przeżycie - kolejne łzy spłynęły jej po poliku.
- Ale szanse są - jęknąłem. Teraz to ja płakałem.
- Teraz stary musisz odpocząć, bo w takim stanie to jej nie pomożesz - powiedział Sandro. Miał niestety rację. Póki byłem przyszpilony do łóżka, jedyne co mogłem robić, to niszczyć swoją psychikę. Chłopak wziął pod rękę Lucy i wyszli. "Dlaczego to wszystko mi się dzieje?".
Kilka dni później, byłem w na tyle dobrym stanie, żeby móc się podnieść. Całe szczęście. Plecy od ciągłego leżenia tak mnie bolały, że ten ból był chyba gorszy od bólu po nożu. Codzienne wizyty dzieciaków, lekarza męczyły mnie, ale nie miałem odwagi im o tym powiedzieć. Martwili się i byłem im za to wdzięczny. Cały czas powtarzali, że wszystko będzie dobrze, mam się nie martwić... Ale gdy tylko zostawałem sam, resztkami sił podnosiłem koszulę i patrzyłem na swój szpetny brzuch. Wielka blizna ciągnęła się przez całą jego szerokość. Modliłem się w głębi duszy, abym dalej mógł grać w piłkę. Ten sport to całe moje życie. Ale gdy tylko myślałem o piłce zamiast o Victorii, serce aż mnie bolało. Myśl, że mógłbym ją stracić była okropna.
- Czym się pan tak przejmuje? - nawet nie zauważyłem, kiedy do sali wszedł lekarz.
- A jak pan myśli?
- Zapewne martwi się pan, o panią Grand - lekko się uśmiechnął. - Nic nie mogę obiecać, ale jej wyniki się poprawiają, niedługo będziemy starali się ją wybudzić.
Gdy zobaczył błysk w moich oczach, uśmiechnął się jeszcze szerzej. Poprawił mi tą wiadomością humor. Już miał wyjść, gdy przypomniałem sobie o najważniejszym.
- A co z jej mężem? Żyje?
- Na wasze nieszczęście tak. Ale może być pan spokojny. Za to, co wam zrobił, posiedzi bardzo długo.
- Mam taką nadzieję panie doktorze. Jeszcze jedno... Mógłbym zobaczyć się z Davidem?
Kiwnął tylko głową i wyszedł. Z lekkim bólem podniosłem się i poprawiłem sobie poduszkę. Usłyszałem jakąś zadymę za drzwiami. Tak, to zdecydowanie David. Ledwo co zdążyłem z powrotem opaść na łóżko, a już chłopiec wbiegł do mojej sali.
- Seeeeeeergio - wskoczył na łóżko. Syknąłem głośno, przez co przestraszyłem go.
- Spokojnie, nic się nie stało - przytuliłem go do siebie. Szybko położył się obok mnie. Poczułem się taki mały i bezsilny, gdy zobaczyłem jego śliczne oczy i ten uśmiech...
- Tak się cieszę, że wyzdrowiałeś - wyszczerzył się.
- Wszystko dzięki tobie szkrabie - pocałowałem go w czoło.
- A co ja takiego zrobiłem? To panowie lekarze zrobili ci zastrzyk.
- Ale to ty mnie posłuchałeś i zadzwoniłeś po policję - rozczochrałem jego fryzurkę. - Dziękuję ci za to. Ja, mamusia i... tatuś - ostatnie słowo musiałem powiedzieć. Jak bardzo bym nie chciał, to musiałem. - Widziałeś się już z mamusią?
- Jeszcze nie. Czekałem na ciebie.
- Na mnie? A to dlaczego?
- Jesteś dla mnie ważny. Dla mamusi też. Ucieszy się, jak oboje do niej przyjdziemy.
Jaki on był mądry... Lekarz tak samo szybko jak wyszedł, tak samo szybko wrócił i zabrał Davida. Spytałem go, kiedy moglibyśmy zobaczyć Victorię. Spokojnym tonem odpowiedział, że za kilka dni. Ucieszyłem się. David także.
Po kilku dniach, zaczynałem powoli wstawać. Przy moim łóżku stał wózek, ale jeszcze nie potrafiłem do niego dojść. David zaprzyjaźnił się z Sandro i Lucy. Teraz nikt mnie nie odstępował na krok. Śmialiśmy się, graliśmy w karty. Kiedy lekarz przyszedł po nas... Bałem się. Naprawdę bałem się.
Z pomocą Ramireza usiadłem na wózku. Pojechaliśmy pod salę Victorii.
- Może was nie poznać - uprzedził lekarz, zanim weszliśmy do środka.
- Na pewno nas pozna! - krzyknął David.
- Nie męczcie jej - powiedział niby do nas, ale patrzył prosto na Davida. Kiwnął leciutko głową. Doktor pchnął drzwi i wjechałem do mojej ukochanej. Wyglądała jak śpiąca królewna. David na palcach podbiegł do jej łóżka i pocałował ją w policzek. Też tak chciałem... Ja mogłem jedynie podjechać do niej i ująć jej dłoń. Uważając na każdy ruch, podniosłem ją do ust i złożyłem na niej pocałunek. Victoria poruszyła się i powoli otworzyła oczy.
- Mama... - powiedział z niedowierzaniem David.
- David... - jęknęła cicho. Spojrzała na syna i łzy zaczęły płynąć powolnym strumieniem po jej poliku. Chciała się poruszyć, ale ból także ciążył na niej. Doskonale wiedziałem, co czuła. Niepewnie poruszyłem się. Jej wzrok spoczął na mnie.
- Ja jestem... - byłem pewny, że wizja z Zaświatów sprawdziła się.
- Przecież poznaję cię Sergio - zaśmiała się delikatnie.
- Nie pozwolę cię więcej skrzywdzić - spojrzałem prosto w jej oczy. Wiedziała, że nie kłamię. Wiedziała, że będę jej strażnikiem do końca naszych dni. David zerkał to na mnie, to na mamę
i zaczął się głośno śmiać. Zrobiłem to samo. W końcu... Czy mogło stać się coś gorszego?
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------






















Jak wrażenia po "17" :) Życzę wam kochani czytelnicy Wesołych Świąt, smacznego jajka, żebyśmy przeprosili i wybaczyli, mokrego Dyngusa... I wgl wszystkiego naj naj najlepszego :)
Zachęcam także do wzięcia udziału w ankiecie. Nowy projekt polegałby na tym, że tak +/- raz w tygodniu, wrzucam rozdział, w którym opisuję wybrany przez was lub przeze mnie film :) Robię jego krótki opis i daję wam swoją ocenę :) Chcę przez to zachęcić was to oglądania mało znanych filmów :) Ale także, chcę się z wami podzielić moją pasją :D

6 komentarzy:

  1. Fajny rozdział ;) już nie mogę doczekać się następnego ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. pomysł masz dobry życzę powodzenia w jego realizowaniu :) a rozdział jak zawsze na plus :) wesołych rodzinnych Świąt Wielkanocnych oraz mokrego poniedziałku :D

    OdpowiedzUsuń
  3. boże, ile się działo XD zawahl zeit :D
    oby się im wreszcie ułożyło, bo nie mogę patrzeć na nieszczęście Sergiusza ;;;;;;;;
    czekam na kolejny i życzę wesołych świąt!! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny rozdział! <3
    Teraz to już musi być tylko dobrze, bo chyba limit smutków już wyczerpali ;3
    Czekam na kolejny! ;*
    A i oczywiście WESOŁEGO ALLELUJA <3 /Zuza

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie fajnie muszę powiedzieć :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, dawno mnie tu nie było.
    Na początek: zmieniłam nazwę i ikonkę, więc pewnie nie kojarzysz mnie - Asia z "Love, Sel" oraz "I'm not alone" :)
    Wiem, dawno nie komentowałam.
    Szczerze mówiąc nawet nie czytałam rozdziałów.
    Ostatnio poprawiłam trochę oceny, ale nadal nie są zadowalające, więc kiedy się z wszystkim uporam, wrócę tu i nadrobię czytanie.
    Na moim blogu też niedługo pojawi się rozdział.
    Życzę weny, niedługo tu wrócę :)

    OdpowiedzUsuń