niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 20

            Najważniejszy dzień w życiu. Nie, to nie mecz z Barceloną ani impreza z super laską. Moja super laska właśnie prasowała dla nas ubrania, w których mieliśmy pójść na rozprawę. Wszystko od niej zależało. Próbowałem zachować spokój, ale gdy tylko pomyślałem o konsekwencjach i o tym, że coś może się nie udać, oddech momentalnie stawał się płytszy, serce zaczynało bić szybciej. Podszedłem do Victorii i mocno się w nią wtuliłem. Nie przerwała sobie pracy, ale poczułem jak się rozluźnia.
- Boję się - szepnąłem.
- Nie ma czego kochanie. Jack jest winny i poniesie w pełni konsekwencje swoich czynów.
- Jak to możliwe, że jesteś taka spokojna?
- Mam trochę więcej doświadczenia - odstawiła żelazko i odwróciła się. Na jej twarzy można było dostrzec minimalny uśmiech. Oczy miała smutne, ale... Takie jej. Takie prawdziwe. Miała rację. Ze względu na wiek, była o wiele dojrzalsza ode mnie. Ze względu na przeżycia także. Kochałem to w niej. Zawsze potrafiła mnie pocieszyć. Zawsze odnajdywała wyjście, nawet z największego gówna.
- I właśnie tego nie znalazłbym w żadnej innej kobiecie - powoli zbliżyłem swoje usta do jej warg. Delikatnie ująłem je w zęby i przegryzłem. Victoria wydała z siebie tylko cichy jęk. Musnąłem językiem jej wargi i dopiero wtedy pocałowałem. Ten pocałunek był tak słodki, pewny i szczery, że mógłbym dać wszystko, żeby trwał wiecznie. Ale nie mógł. Mieliśmy ważne zadanie do wykonania.
             Kiedy czekaliśmy przed naszą salą na rozprawę, w głowie ciągle powtarzałem sobie całą kwestię, którą miałem powiedzieć. Z rozmyślań wyrwał mnie nasz adwokat, najlepszy w Madrycie, którego poprzedniego wieczoru ubłagaliśmy, żeby poprowadził naszą sprawę.
- Witam serdecznie. Moje nazwisko Fernandez. Pan Ramos o ile się nie mylę - podał mi rękę.
- Dzień dobry. Wszystko się zgadza.
- Przeczytałem akta państwa sprawy i powiem tak... Wygląda to dobrze. Mam nadzieję, że już dziś pan Chambert wyląduje za kratkami i ja tego dopilnuję - uśmiechnął się łagodnie do Victorii. Gdy tylko przekroczyliśmy próg budynku sądu, cała jej pewność siebie i spokój zginęły przykryte strachem, ciągłym drżeniem rąk i szybkim oddechem.
- Mamy taką nadzieję - odpowiedziałem sztucznym uśmiechem i przyciągnąłem do siebie Victorię. Delikatnie pocałowałem ją w czoło.
- O jaka szczęśliwa rodzinka - jego głos sprawił, że na całym moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
- Też mógłbyś mieć taką - pewny głos Victorii zadziwił mnie.
- Tylko z tobą, ale ty się puściłaś - szepnął, kiedy wraz z policjantami przeszedł obok nas.
- Radziłbym ugryźć się w język na sali sądowej. Państwa rozprawę poprowadzi dość surowy sędzia.
- Oczywiście...
W naszej sali sądowej unosił się zapach potu zmieszany ze strachem każdego oskarżonego. Na moje nieszczęście, w środku było pełno fotoreporterów, którzy robili nam zdjęcia zanim przekroczyliśmy próg. Szybko zajęliśmy nasze miejsca. Serce waliło mi jak oszalałe.
- Proszę wstać, sąd idzie - do moich uszu dobiegł znudzony głos sekretarki.
- Proszę usiąść.
Następne minuty były okropne. Sąd zaczął zbierać zeznania od Chamberta. Jak mnie ten facet wkurwiał... Cały czas kłamał, zwalał winę na nas...
Później do barierki podeszła Victoria. Widziałem jak nad jej ciałem panowały drgawki. Na całe szczęście powiedziała wszystko to, co mieliśmy zaplanowane. Sąd nie pytał o nic więcej.
Tak... Nadeszła moja kolej. Chciałem mieć to za sobą. Szybko stanąłem przy barierce, wziąłem głęboki oddech i czekałem cierpliwie na zbliżające się męczarnie.
- Proszę się przedstawić i powiedzieć coś o sobie - zmęczony głos sędziego do dziś obija się po moich uszach.
- Nazywam się Sergio Ramos... Urodziłem się 30 marca 1986 roku... Jestem piłkarzem Realu Madryt.
- Wszystko się zgadza... Czy zna pan oskarżonego?
- Niestety tak - odparłem stanowczo.
- Proszę opowiedzieć nam o tamtej sytuacji.
- Więc... - odchrząknąłem. - Byłem pod domem pana Chamberta gdy usłyszałem krzyki. Wszedłem do domu, poprosiłem syna pani Grand aby zadzwonił po policję... Sam poszedłem za krzykami i znalazłem panią Victorię... No i zaatakował nas pan Chambert.
- Co pan robił pod domem pana Chamberta?
- Między mną a panią Grand doszło do małej kłótni... Chciałem ją przeprosić.
- I wiedział pan, że będzie u swojego byłego męża?
- Domyśliłem się...
- Kim dla pana jest pani Victoria? - wzrok obrońcy Jacka ciągle lustrował mnie od stóp po głowę...
- Kiedy miałem problemy z alkoholem, była moją terapeutką.
- Nic więcej między wami nie ma?
- Dzisiaj jesteśmy parą.
- Parą?
- Jestem partnerem pani Grand.
- Wysoki sądzie... Pan Ramos miał powód, aby zaatakować mojego klienta. Może zaczął bać się o swoją pozycję? Może stracił pewność, że to on będzie u boku pani Grand?
- Wysoki sądzie, to są jakieś insynuacje, które nie dotyczą tej sprawy. Przypominam, ze to pan Chambert został oskarżony o usiłowanie zabójstwa moich klientów. Czy naprawdę stosunki między nimi są tak ważne?
- Panie Ramos... Jak pan zareagował widząc swoją partnerkę w takim stanie?
- Szczerze? Byłem przerażony... Bałem się, że ją stracę... Kocham ją i nie wybaczyłbym sobie, gdybym nie obronił jej.
- Dlatego w formie obrony, zaatakował pan mojego klienta.
- O nie nie. To nie było tak! Chambert zaczął grozić nam... Miał nóż... Wszystko działo się tak szybko! Bałem się o nasze życie, więc starałem się odebrać mu nóż! Ja tylko uderzyłem go ciałem!
- I osiągnął pan sukces. Mój klient miał połamane żebra i...
- Połamane żebra?! A czym są połamane żebra co do ran zrobionych nożem?! Pamiątka w postaci blizny zostanie na zawsze!
- Proszę się uspokoić panie Ramos.
- Wysoki sądzie. Jak widać, pan Ramos w ogóle nie panuje nad sobą. Najpierw miał problemy z alkoholem, teraz z agresją... Myślę, że w tej całej sytuacji, mój klient jest najmniej winny.
Spojrzałem zdruzgotanym wzrokiem na adwokata. Miał tak zaskoczoną minę... Nagle w jego oczach pojawiła się iskierka nadziei.
- Wysoki sądzie, owszem, mój klient miał problemy z alkoholem. Związał się z własną terapeutką, a potem wykazał się ogromną odwagą i uratował jej życie. Jesteśmy tutaj, ponieważ niejaki Jack Chambert usiłował zamordować dwie osoby. Gdyby nie pan Ramos, byłby dziś oskarżony o morderstwo. Ale... Punkt widzenia dorosłego jest zupełnie inny niż małego, bezbronnego dziecka. Powołuję zatem na świadka, obecnego tutaj syna Victorii Grand.
Cała sala momentalnie ucichła. W oczach Victorii dostrzegłem strach i niepokój. Ale... Adwokat miał rację. Tylko David mógł nas uratować. Kiwnąłem tylko głową.
- Czy zgadza się pani, aby syn został przesłuchany?
- Tak... - odparła cicho.
Szybko usiadłem obok Victorii, a moje miejsce zajął David. Ledwo co jego głowa wystawała poza barierkę. Jeden z policjantów z uśmiechem na ustach przyniósł mu mały podeścik.
- Cześć mały. Opowiesz nam co się stało? - sędzia momentalnie przybrał maskę miłego i słodkiego dziadka.
- Oczywiście.
- Jakie są relacje pomiędzy tobą a tatą? Lubisz go?
- Bardzo lubię. W końcu to mój tata. Ale ostatnio bardzo się zmienił - powiedział smutnym tonem.
- Dlaczego?
- Odkąd mama go zostawiła, był jakiś taki smutny.
- A dlaczego mamusia zostawiła twojego tatusia?
- Bo tata znalazł dla mnie nową mamę. Ale ja jej nie polubiłem. Była dla mnie niedobra. Ciągle krzyczała. Chciałem do mojej prawdziwej mamy. I udało się. Mogłem do niej pojechać. Do Paryża. I tam poznałem Sergio. Jest suuuuperowy.
- Och to z pewnością. A co się stało tam u twojego tatusia w domku?
- Spałem sobie smacznie, ale obudził mnie jakiś taki zapach dziwny. Wokół było tak siwo... Przestraszyłem się. Założyłem swoje ubranka i pobiegłem do pokoju rodziców. Tata stał z nożem, a mama leżała na podłodze.
- Czy twój tata tłumaczył ci co się dzieje?
- Powiedział, że mamie zrobiło się słabo i musiała się położyć... Kazał mi iść na dół pobawić się.
- Ty szmato! - krzyknąłem. Nie potrafiłem dusić w sobie dłużej tych emocji.
- Panie Ramos. Ostatnie ostrzeżenie! Davidku, co było potem?
- Potem Sergio przyszedł do mnie. Powiedział, że mam zadzwonić na policję...
- Dobrze postąpiłeś... Czy tatuś uderzył cię kiedyś?
- Nigdy nie uderzyłbym własnego syna! - warknął w stronę sędziego.
- Niee... Tatuś jest fajny jak nie pije...
- Myślę, że to wszystko. Potrzebujemy trochę czasu na wydanie wyroku. Proszę nie opuszczać terenu sądu.
Bałem się. Mim, iż adwokat zapewniał nas, że wszystko będzie dobrze, cały trząsłem się. Victoria próbowała mnie uspokoić, ale emocje były silniejsze. Czekaliśmy dobre dwie godziny. David cały czas stresował się... Nie chcieliśmy kolejnej rozprawy. Pierwsza zostawiła nam uszczerbek na psychice, a co dopiero kolejne... Po 3 godzinach zostaliśmy wezwani z powrotem na salę. Dziennikarzy było jeszcze więcej niż na samym początku. Wszyscy chcieli zobaczyć co się stanie z Sergio Ramosem.
"Sąd w Madrycie oświadcza, iż pan Jack Chambert jest winny swojego postępowania. Zostanie przewieziony do Anglii i tamtejszym więzieniu odsiedzi karę pozbawienia wolności do lat 20.
Kluczowym dowodem w tej sprawie były zeznania syna poszkodowanej, Davida Granda.
Zamykam rozprawę. Proszę przenieść winnego do aresztu."
Te słowa do dziś brzęczą mi w uszach. Nie wiem... Nie pamiętam co się ze mną działo. Pamiętam tylko, że płakałem i przytulałem do siebie Victorię z synem... Nie chciałem ich puścić. Nie chciałem, żeby jakiekolwiek zło popsuło tą piękną chwilę.
Nasz adwokat mógł sobie dopisać kolejną rozprawę wygraną... My wygraliśmy o wiele więcej. Wygraliśmy szczęśliwe i spokojne życie. Na zawsze.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------





















Ło matko... Tyle się działo :D Kurcze... Ciężko jest mi kończyć bloga... Takie oficjalne podziękowania i pożegnanie zrobię w epilogu, ale tu chcę wam po prostu podziękować, że byliście :)

3 komentarze:

  1. dlaczego to już koniec? ;( będę tęsknić za Sergio i Victorią ;c

    OdpowiedzUsuń
  2. oh, takie szczęśliwe zakończenie :(
    czekam na epilog! :(

    OdpowiedzUsuń
  3. to czekamy na kolejny blog :) do zobaczenia Ado

    OdpowiedzUsuń