- Co tu się stało? - zaśmiał się Sandro.
- Jak byś się czuł, gdybyś obudził się, a Lucy nie byłoby obok ciebie? - natychmiast spoważniał
i kiwnął delikatnie głową.
- Przepraszam kotku - Victoria kucnęła obok mnie. Przeniosła moją głowę na swoje kolana.
- Gdzie ty byłaś?
- Chciałam zrobić nam śniadanie... Tak słodko spałeś, nie miałam serca cię budzić.
Westchnąłem głośno. Sandro pomógł mi wstać. Każdy krok sprawiał mi ogromny ból. Ledwo wyszedłem ze szpitala, a już miałem skręconą kostkę. Kiedy odsunąłem się od niego, spojrzał się na mnie dziwnie.
- Do kibla też ze mną wejdziesz? - zadrwiłem. - Poradzę sobie.
- Na pewno?
- Jeżeli sobie nie poradzi, to ja mu pomogę - Victoria szybko wstała z kolan i po chwili była tuż obok mnie. Uśmiechnąłem się szeroko. Dzieciaki tylko przewróciły oczami i poszły z powrotem do pokoju.
- Wiesz, że nie musisz? - spojrzałem jej prosto w oczy. Uśmiech z twarzy dalej mi nie zszedł.
- A nie chcesz, żebym ci pomogła? - przegryzła delikatnie wargę. Skacząc na jednej nodze i śmiejąc się wniebogłosy, weszliśmy do łazienki. Victoria pomogła mi zdjąć ubrania. Wskoczyłem pod prysznic. Kiedy przysunęła się do mnie, żeby podać mi mydło, wykorzystałem swoją przewagę zarówno wzrostową jak i wagową. Przed chwilą stała suchutka przed kabiną. Teraz - cała mokra całowała mnie w szyję. W tym wszystkim przeszkadzało mi tylko jej ubranie...
Po wszystkim z poważną miną wyszliśmy z łazienki. Adrenalina i podniecenie sprawiły, że całkowicie zapomniałem o bólu. Wzięliśmy świeże ubrania z sypialni i zeszliśmy do salonu. Przywitał nas śmiech Lucy. Taki prawdziwy, szczery śmiech.
- Łazienka wolna jakby co - zaśmiałem się i usiadłem na krześle.
- Dzięki, ale chyba wolimy tą drugą - dogryzła Lucy.
- Widzę, że z nogą lepiej - Sandro uśmiechnął się łobuzersko.
- Jakaś magiczna moc mnie uleczyła - zerknąłem ukradkiem na Victorię, która wznowiła przygotowywanie śniadania. Próbowała ukryć uśmiech, ale nie wychodziło jej to za dobrze.
Ale najważniejsze było to, że w końcu w domu panowała spokojna atmosfera. Mój skarb zrobił przepyszne naleśniki, za którymi tak tęskniłem... Później oglądaliśmy wspólnie jakiś film. Nawet nie pamiętam jego tytułu. No dobra... W ogóle go nie oglądałem. Myślałem o naszej wspólnej przyszłości. O tym, czy nasze życie będzie już spokojne, czy w końcu będę mógł wrócić do gry w... W Realu byłem skończony. Miałem przecież zacząć grę od grudnia... A przecież mieliśmy już luty. Można by rzec, że prawie koniec sezonu. Byłem pewien, że Carlo już dawno podpisał jakiś dokument kończący mój kontrakt z Królewskimi. Gościu nienawidził mnie. Moje potknięcie tylko ułatwiło mu wywalenie z klubu.
- O czym tak myślisz? - głos Victorii był jak kubeł zimnej wody.
- O nas skarbie - pocałowałem ją w głowę. Tą odpowiedzią chyba uspokoiłem ją. Wiedziałem, że w jej głowie plątały się myśli o jej mężulku i o przyszłej rozprawie. Chciałem zabrać chociażby jeden procent jej cierpienia...
Całą naszą czwórkę zdziwił dzwonek do drzwi. Zadbaliśmy, by nasze panie były bezpieczne i razem z Ramirezem poszliśmy zobaczyć, kto zaszczycił nas swoją obecnością.
- Kto tam? - krzyknąłem.
- Poczta - usłyszałem niepewny głos jakiegoś faceta. Otworzyłem drzwi. - Pan Sergio Ramos?
- Jak widać - odparłem chyba ciut za chamsko.
- List do pana - podał mi drżącymi rękami kopertę.
Już miałem zamknąć drzwi, ale listonosz zdążył krzyknąć.
- Jeszcze mam list dla pani Victorii Grant. Dostałem informację, że tu ją znajdę...
Victoria słysząc swoje nazwisko szybko podbiegła do drzwi. Szerokim uśmiechem powitała listonosza i odebrała od niego list. Potem jakby nigdy nic, wróciła na kanapę.
- A mogę jeszcze prosić o zdjęcie? - usłyszałem błagalny głos listonosza. Kiwnąłem tylko głową.
Szybko wyciągnął swój telefon i zrobiliśmy sobie selfie. Chyba dopiero po chwili dotarło do niego, kto stoi koło mnie.
- O kurcze, jeszcze pan Sandro - powiedział rozpromieniony. - To najlepsza praca jaką miałem - wyszczerzył się do chłopaka. Oni także zrobili sobie kilka zdjęć. - Niech pan przekona kolegę do naszych katalońskich barw - szepnął Ramirezowi do ucha na tyle głośno, żebym to usłyszał. Chłopak nie ogarnął o co chodzi, więc listonosz delikatnie rozpiął bluzę, pod którą znajdowała się najnowsza koszulka FC Barcelony.
- Nie ma co się wstydzić tych barw - puścił mu oczko.
- Niech pan to powie wszystkim tym Hala dzieciom... Z całym szacunkiem panie Ramos.
- Rozumiem. Też się czasami boję tych naszych "kibiców" - zarysowałem w powietrzu cudzysłów.
- Cztery miesiące oszczędzałem, żeby móc kupić sobie tą koszulkę - powiedział z dumą. - Od małego dzieciaka jestem Cule. O kurcze, pora na mnie - westchnął.
- Może jeszcze kiedyś się spotkamy - Sandro pomachał listonoszowi. Kiedy zamknąłem drzwi, spojrzałem się na niego niepewnym wzrokiem.
- Co cię tak cieszy? Jak się wszyscy dowiedzą, że mieszka u mnie Barcelończyk nie dadzą mi żyć.
- Widzisz Sergio... Ciebie rozpoznają wszędzie. Ale mnie, zwykłego gracza Barcy B, tylko prawdziwi fani potrafią poznać. A to był taki fan - uśmiechnął się do mnie i wrócił do salonu.
Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że w ręce dalej trzymam kopertę. Poszedłem usiąść obok Victorii. Jak się okazało, dostaliśmy takie same listy.
- Ja czy ty? - spytałem niepewnie.
- Może lepiej ty...
Niechętnie otworzyłem kopertę i zacząłem na głos czytać niektóre fragmenty listu:
"Sąd w Madrycie wzywa Pana Sergio Ramosa na rozprawę w sprawie bla, bla bla... Hmmm... Wystąpi Pan w roli świadka a zarazem oskarżyciela Pana Chamberta... bla, bla, bla... Rozprawa odbędzie się 24 lutego 2015 roku o godzinie 12:00 w sali numer 9. Obecność obowiązkowa."
- Przecież to jutro!
- No to zaczynamy zabawę - westchnąłem.
- Może uda się już za pierwszym razem? Mamy przecież tyle dowodów...
- Wiesz, jakie są na to szanse... Nazywałaś się Chambert? - zaśmiałem się, chcąc rozluźnić trochę atmosferę.
- Nigdy nie przyjęłam jego nazwiska - Victoria także rozluźniła się i pokazała swój prawdziwy śmiech.
Można by powiedzieć, że to był udany dzień... Wiedzieliśmy, że następny dzień miał zadecydować
o naszej przyszłości. O tym, czy jej były mąż pójdzie siedzieć. Cały wieczór obmyślaliśmy
w czwórkę kwestie, które mieliśmy powtórzyć następnego dnia. Kiedy skończyliśmy, było już po 22.
Poszliśmy się umyć i zmęczeni całym dniem, padliśmy na łóżko.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak wrażenia po "19"? :D Może nie działo się zbyt wiele, ale mam nadzieję, że uda mi się fajnie opisać kolejny rozdział :) Ostatni rozdział... Tak. Muszę zakończyć tego bloga, ponieważ zaczyna mi brakować pomysłów. Mam nadzieję, że wybaczycie mi to i będziecie ze mną na następnym blogu o Neymarze :)
CZYTASZ? ZOSTAW KOMENTARZ :)
Bardzo ciekawy rozdział ;D już nie mogę doczekać się następnego ;3
OdpowiedzUsuńZarąbisty.. Czekam na next,..
OdpowiedzUsuńI zapraszam do mnie :) - http://opowiadanienjrinlove.blogspot.com/
rozbawił mnie ten listonosz :D
OdpowiedzUsuńale fajnie, że się przyznał i w ogóle XD
Czekam na ostatni :( :)
i tak wiele i było czekamy na Neya i dziękujemy za ten blog oczywiście czekamy na ostatni :) rozdział był ciekawy wcale nie nudny
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! <3
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie bardzo jak potoczy się akcja w sądzie i przyszłość państwa Ramos ;3
Do następnego! ;*/Zuza