wtorek, 30 grudnia 2014

Rozdział 3

               Dziewczyna od razu wpadła do mojego pokoju. Zdziwiony patrzyłem jak rozgląda się po moim pokoju. Zamknąłem drzwi i oglądałem jej poczynania.
- Słuchaj... - z wrażenia zapomniałem jej imienia.
- Lucy - szybko podpowiedziała.
- Tak tak. Słuchaj... Co ty tu robisz?
- To mój drugi dom - powiedziała dumna z siebie.
- Ale to ośrodek dla uzależnionych...
- No wiem. Dla pijaków i ćpunów.
- Osoby w twoim wieku chyba nie mają takich problemów - ciągnąłem.
- Oczywiście, że mają - powiedziała naburmuszona. - Wy starzy myślicie, że tylko wy możecie mieć problemy - założyła ręce na piersi i wydęła usta. Wyglądała jak małe dziecko, któremu zabrano właśnie lizaka.
- Więc Lucy - zapamiętałem jej imię. Sukces. - Co ciebie tutaj sprowadza?
- Lubię sobie wypić - od razu humor jej się poprawił. - I zapalić.
- Ile ty w ogóle masz lat?
- 17 - odparła. - Ej, w ogóle mi się nie przedstawiłeś.
- Przepraszam. Sergio - podałem jej rękę.
- Co ciebie tutaj sprowadza? - spytała z zaciekawieniem i usiadła na łóżku.
- Alkohol - odparłem niechętnie.
- Znam ciebie, tylko nie mogę sobie przypomnieć skąd.
- Jestem piłkarzem - usiadłem obok niej. - Długo już tu jesteś?
- A no właśnie. Piłkarz. Pewnie jakiegoś znanego klubu - szybko powiedziała i zaczęła się zastanawiać nad odpowiedzią na moje pytanie. - Hm... Rodzice przysłali mnie tu jak miałam prawie 16 lat. Nigdy mnie nie kochali, a to było dla nich takie dobre rozwiązanie...
- Przykre. Mi zagrozili, że z klubu mnie wyrzucą - rozumiałem Lucy w pewnym sensie... Spojrzałem na zegarek. Wydawało się, że rozmawialiśmy kilka minut, a gadaliśmy kilka godzin. Fajnie było się tak komuś wyspowiadać.
- Ojejku - zapiszczała blondynka i spojrzała na zegarek. - Zaraz będzie po kolacji. Idziesz?
- Nie dzięki - uśmiechnąłem się do niej. Szybko wstała z łóżka i podbiegła do drzwi.
- Nie jesteś dziwny - powiedziała na koniec. Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, już była po drugiej stronie ściany. Odpuściłem sobie kolację. Szybko zrzuciłem z siebie ciuchy i poszedłem pod prysznic. Potem umyłem zęby, ubrałem bokserki i padłem na łóżko.
Następnego dnia powtórka z rozrywki. Szybki prysznic, mycie zębów, wybieranie ciuchów (tym razem czarna koszulka Realu i jakieś szorty) i pobiegłem szybko na śniadanie. Powitał mnie zapach omletów i wzrok wszystkich obecnych na stołówce. Usiadłem znowu na końcu sali, ale tym razem nie jadłem sam. Szybko dosiadła się do mnie Lucy.
- Cześć Sergio - przywitała mnie z ogromnych uśmiechem na twarzy.
- Hej - odpowiedziałem dłubiąc w omlecie.
- Co jest?
- Nudzę się - odparłem.
- Dzisiaj są zajęcia, od razu zrobi się ciekawiej. A teraz zjedz coś - nie wiem dlaczego, ale jej towarzystwo sprzyjało mi. Lucy nie podobała mi się... To znaczy... Była bardzo ładna, ale to dziecko. Mogła być moją siostrą... Właściwie mimo krótkiej znajomości tak ją traktowałem.
- Mam nadzieję - odpowiedziałem w zamyśleniu. Szybko zjadłem śniadanie i zostawiając Lucy samą, poszedłem do pokoju. Przez następną godzinę leżałem na łóżku i wpatrywałem się w sufit. Z transu zbudziło mnie pukanie do drzwi. Nie wstałem. Nie chciało mi się.
- Zaraz spotkanie - usłyszałem przez lekko uchylone drzwi głos Victorii. Od razu rzuciłem się z łóżka. Na moje nieszczęście potknąłem się o własne buty i wylądowałem na ryju tuż przed drzwiami. Victoria od razu słysząc trzaski weszła do mojego pokoju i rzuciła się w moją stronę.
- Nic mi nie jest - szybko wstałem na równe nogi czując potworny ból w nodze.
- Coś ty zrobił - brunetka dokładnie sprawdziła czy jestem cały.
- Myślałem, że to jakiś pacjent, a nie miałem ochoty gadać. Ale jak usłyszałem, że to ty, od razu chciałem ci otworzyć i tak jakoś... - zacząłem się usprawiedliwiać, czym rozbawiłem Victorię. Chwyciła mnie za rękę i wyprowadziła z pokoju. Roześmiani weszliśmy na salę zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych. Viki odchrząknęła i zaczęła swoje przemówienie.
- Moi kochani, to jest Sergio. Pewnie poznaliście go już na stołówce. Będzie uczęszczał na nasze zajęcia i mam nadzieję, że się polubicie.
- Cześć - powiedziałem nieśmiało. Zauważyłem machającą do mnie Lucy, która trzymała dla mnie krzesło. Na uboczu. W głębi duszy dziękowałem jej za ten wybór. Szybko usiadłem obok niej i próbowałem uspokoić drżenie rąk. Victoria zajęła miejsce w naszym kółku naprzeciwko mnie więc trochę się rozluźniłem.
- Na ostatniej sesji, swoją historią podzieliła się z nami Lucy, może dzisiaj nasz nowy gość? Sergio?
Wszystkie spojrzenia poszły na mnie. Poczułem jak w ustach robi mi się sucho, ale nie pokazałem strachu. Nie przed Viki. Kiwnąłem głową.
- Co chcielibyście wiedzieć? - spytałem cicho.
- Może zacznij od tego, dlaczego tutaj jesteś - zachęciła mnie brunetka. Zauważyłem, że w naszym 12-sto osobowym towarzystwie są 2 kobiety.
- Hmm... Tak naprawdę zaczęło się to wszystko od mojego rozstania z narzeczoną. Elizabeth miesiąc przed ślubem powiedziała, że ma kochanka, jak się później okazało, jednego z piłkarzy z Arsenalu. Spakowała się i bez żadnego pożegnania wyjechała do Anglii.
- Co później zrobiłeś?
- Poszedłem do baru. Chciałem swoje problemy przyćmić alkoholem. Udało się, więc powtarzałem tę czynność wielokrotnie. Jako, że było to w wakacje, nie musiałem się bać o karierę sportową. Gorzej było pod koniec sierpnia, gdy po raz pierwszy przyszedłem na trening zalany w trupa.
- Skąd o tym wiedzieli? - zaśmiał się jeden z moich "kolegów".
- Stanąłem na boisku i dostałem z cztery razy piłką w banię, w końcu upadłem i zasnąłem - usłyszałem ciche śmiechy.
- Kto kazał ci tutaj przyjechać? - spytała Victoria. Boże... Ten głos mógł nakazać upadłemu aniołowi wrócić do niebios. Władczy, stanowczy i taki piękny.
- Dostałem ultimatum. Albo terapia albo koniec z klubem. Wybór był prosty. Piłka to coś, co kocham nad życie.
- Myślę, że na dzisiaj wystarczy. Cieszę się, że od razu się przed nami otworzyłeś i opowiedziałeś soją historię - jej oczy... Piękne brązowe hipnotyzujące oczy. Zakochałem się w nich od razu, ale teraz mimo uśmiechu, który zagościł na jej twarzy, oczy pozostawały smutne. Coś wydarzyło się w jej życiu i musiałem za wszelką cenę dowiedzieć się co. Po następnych dwóch godzinach słuchania innych pacjentów stwierdziłem, że jestem w najlepszej sytuacji. Jack, niski blondyn o błękitnych oczach opowiadał, jak prawie spadł z mostu po pijaku. Jego przeciwieństwo, wysoki brunet o kasztanowych oczach dokładnie opowiedział, jak przez alkohol stracił całą rodzinę. Pff... A ja myślałem, że mam problem.
Gdy wychodziliśmy z sali Lucy pogratulowała mi ukończenia pierwszej lekcji. Nie przypadkowo but mi się rozwiązał, przez co zupełnym przypadkiem zaczekałem aż Victoria wyjdzie z sali.
- Naprawdę cieszę się, że jesteś taki otwarty - powiedziała, gdy kończyłem wiązać buta.
- To chyba dobre towarzystwo - zaśmiałem się i szybko podniosłem. Jak się okazało, prosto przy twarzy Viki. Nie robiłem żadnych ruchów, które mogłyby ją spłoszyć. Czekałem.
- Myślę, że szybko opuścisz tą grupę - powiedziała tuż przy moich ustach. Potem bez namysłu pocałowała mnie. Był to krótki, w ogólne nie namiętny pocałunek, ale za to dla mnie bardzo ważny. Zamknąłem drzwi na klucz i wróciłem na poprzednie miejsce. Tylko ja i piękna brunetka. Tym razem to ja ją zaatakowałem. Ale mój pocałunek był taki namiętny... Jej usta były takie ciepłe. Jej smak... Połączenie karmelu z nutką czegoś, co było wyłącznie jej. Złapałem ją w talii i przysunąłem jeszcze bliżej, ona położyła swoje ręce na mojej szyi, z każdą chwilą idąc w górę, aż w końcu wpiła swoje palce w moje włosy. Szybko upojna chwila minęła. Victoria odrzuciła mnie do tyłu, otworzyła drzwi i wyrzuciła mnie z sali. Totalnie skołowany wróciłem do swojego pokoju myśląc tylko o niej.
 *****************************************************************************
To nie mogło być prawdą... Owszem, Hiszpan podobał mi się jak cholera, ale... To był mój pacjent. Żelazna zasada zabrania bliższych kontaktów z nimi... Co ja narobiłam... Jak ktoś się dowie, ja stracę pracę, on co najwyżej zostanie stąd wyrzucony. Boże... Gdzie wtedy byłeś?! Jak mogłeś do tego dopuścić? Ten pocałunek... Był taki cudowny... Jego smak zabójczy... Dzięki Sergio poczułam, że znowu żyję. Mój rozum zabraniał mi myślenia o nim, serce podpowiadało, żeby walczyć o miłość. Ale... Ja tak nie mogłam. Miałam męża! Romans z pacjentem, zabójczo przystojnym Hiszpanem był wtedy najgorszym rozwiązaniem.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------























Bum. Mam nadzieję, że ten rozdział podobał wam się tak samo jak mi :D Chyba po raz pierwszy napisałam wszystko tak, jak chciałam :) Rozdział miał się pojawić w czwartek, jest dzisiaj... No cóż :D Myślę że (4) pojawi się do niedzieli.
Kilka pytań do was:
Czy młoda Lucy to dobry pomysł? Fajną odgrywa rolę?
Co ciągle gnębi Victorię? :)
Nie udało się niestety pobić rekordu 10 komentarzy... Dlatego ma ogromna prośba. Jeżeli uważacie, że ten blog jest wart uwagi, udostępniajcie go, polecajcie znajomym :) Dziękuję i życzę wam udanego Sylwestra ;)


niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 2

                   Nowy dzień. Dzień, który miał dać początek nowemu życiu. Obudziłem się koło 8:30. Szybko ogarnąłem, że mam zaledwie 30 minut do śniadania. Byłoby nietaktem, gdybym spóźnił się na swoje pierwsze śniadanie w ośrodku. Szybko poszedłem pod prysznic, potem umyłem zęby. Z ręcznikiem przepasanym wokół bioder zacząłem szukać jakichś ubrań. Wybrałem niebieską koszulkę z wydrukowaną czaszką i zwykłe stare jeansy. Wiedząc, że mam jeszcze chwilę, postanowiłem pościelić łóżko. W pewnym momencie usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyłem je i ujrzałem anioła.
- Witam panie Ramos - powiedziała piękna brunetka. - Myślałam, że jeszcze śpisz.
- Dzień dobry - uśmiechnąłem się machinalnie. - Nie chciałem się spóźnić.
- Chciałabym poinformować ciebie o kilku rzeczach, zanim spotkasz się z innymi pacjentami - powiedziała spokojnym głosem. Gestem ręki zaprosiłem ją do siebie i szybko zamknąłem drzwi. - Po pierwsze, w naszym ośrodku mówimy do siebie po imieniu. Może i głupia zasada, ale tak jest o wiele łatwiej komunikować się z innymi.
- Rozumiem - powiedziałem w pełni skupiony na jej słowach.
- Nasi pacjenci... Mogą być zszokowani twoim widokiem tutaj. Dlatego staraj się nie okazywać żadnych uczuć. Jesteś bo jesteś. Wierzę, że masz mniejszy problem niż pozostali, dlatego wiem, że niedługo nas opuścisz. Oni takiego szczęścia nie będą mieli. Bądź po prostu w stosunku do nich wyrozumiały.
- No okej. Coś jeszcze?
- Jeżeli będziesz chciał, będziesz mógł pójść ze mną dzisiaj zwiedzić Paryż. To będzie chyba jedna z jedynych szans na to. Kiedy zaczniemy terapię, wyjście będzie niemożliwe. Wszystko jest jasne?
- Jasne jak słoneczko - zaśmiałem się. Otworzyłem drzwi przed Victorią i z niskim ukłonem wypuściłem ją z pokoju. Stołówka, do której szliśmy była po drugiej stronie budynku, dlatego przejście zajęło nam trochę czasu. Jednak już w połowie drogi było czuć zapach świeżych naleśników. Z bananem na twarzy otworzyłem drzwi. Właściwie nie wiem czego się spodziewałem... Dwóch, trzech osób, czy czterdziestu... Kiedy wszedłem do stołówki, zobaczyłem może dziesięć osób. Wszyscy patrzyli na mnie z otwartymi ustami. Wziąłem tackę z talerzem naleśników i usiadłem w najdalszym kącie pomieszczenia. Oczywiście nie obyło się bez różnych szeptów o mnie.
Śniadanie... Mega. Nie pamiętam, czy odkąd odeszła ode mnie Elizabeth jadłem coś równie pysznego. Po pięciu minutach mój talerz był pusty. Wstałem możliwie jak najciszej i odniosłem tackę. Podszedłem do stolika naszych "lekarzy".
- Będę czekał na dworze - szepnąłem jej do ucha. W odpowiedzi tylko kiwnęła głową. Czując na sobie wzrok innych, szybkim krokiem opuściłem stołówkę. Po chwili wyszedłem na zewnątrz. Pogoda nie zadowalała. Jak to jesień. Całkowite zachmurzenie, dość silny wiatr i słabe opady deszczu sprawiły, że zacząłem tęsknić za Hiszpanią. Nie zdążyłem nawet dojść do ławki, gdy w drzwiach pojawiła się Victoria. Przełknąłem głośno ślinę i niepewnie uśmiechnąłem się do niej.
- Zamówić taksówkę czy...
- Już zamówiłam - odpowiedziała chłodno.
- Co się stało?
- Nic takiego - zapanowała niezręczna cisza. Na całe szczęście po kilku minutach przyjechał nasz "powóz". Otworzyłem opiekunce drzwi. Kiedy przechodziła obok mnie, w jej oczach zobaczyłem łzy. Usiadłem obok niej, ciągle zerkając na nią kątem oka. Po 20 minutach byliśmy w samym centrum Paryża. Zapłaciłem kierowcy i zaczekałem na Victorię.
- Wszystko okej? - spytałem.
- Tak - odparła cicho.
- Gdzie idziemy?
- Jest mi to obojętne.
Koniec rozmowy. Następne 4 godziny chodziliśmy po mieście w totalnej ciszy. Zauważyłem, że Victoria ciągle zerka na ekran telefonu, ale nie pytałem dlaczego. To była jej prywatna sprawa. Ale było coś, co szybko poprawiło jej humor. Wyprzedaż. Weszliśmy do drogiego sklepu z ciuchami. Viki wzięła kilka bluzek i poszła je przymierzyć. Wyglądała rewelacyjnie. Jej piękne ciało idealnie pasowało do markowych ubrań.
- Podoba ci się coś? - spytałem w końcu.
- Wszystko - zaśmiała się cicho.
- No i po temacie - wziąłem od niej wszystkie rzeczy i poszedłem do kasy. Nim zorientowała się co właśnie robiłem, kasjerka wszystko ładnie policzyła i spakowała.
- 983 euro - powiedziała niechętnie. Podałem jej pieniądze i wyszedłem ze sklepu w ogóle nie czekając na swoją opiekunkę. Wybiegła szybko za mną szarpiąc mnie za ramię.
- Co ty robisz? - wrzasnęła na mnie.
- Hmmm - udałem, że się zastanawiam. - Chyba właśnie kupiłem tobie ubrania.
- Nie chcę mieć przez ciebie problemów!
- Jakich problemów?
- Nie chcę, aby po ośrodku krążyły plotki, że jesteś moim sponsorem - syknęła mi do ucha.
Podałem jej zakupy i wyciągnąłem... Kurwa. Zapomniałem, że zabrali mi telefon. Victoria dała mi szybko swój. Zadzwoniłem po taksówkę. Stałem obok brunetki z zaciśniętymi rękami.
- Sergio przepraszam - wydukała w końcu.
- Chciałem tylko zrobić ci niespodziankę, poprawić humor - powiedziałem cicho. Mimo iż wyglądam na twardziela, wcale taki nie jestem. Zabolało mnie, gdy rzuciła się na mnie przez jakąś błahostkę.
- Ja wiem, ale... - nie potrafiła dokończyć. Od razu jak przyjechała nasza taksówka wsiadła do niej i przez całą powrotną drogę się nie odzywała. Kiedy po 20 minutach podjechaliśmy pod ośrodek rzuciła kierowcy należną kwotę i szybko wybiegła z samochodu.
- Coś się stało? - spytał mężczyzna, kiedy zostaliśmy sami.
- Próbuję zawalczyć o względy u kobiety...
- To nie pomogę - zaśmiał się cicho kierowca. Miał może 40 lat, ale wyglądał na bardzo zmęczonego życiem. - Odkąd żona zostawiła mnie dla młodszego, nie potrafię znaleźć sobie kogoś porządnego...
- Współczuję... No nic. Nie będę przeszkadzał w pracy, dziękuję - uścisnąłem rękę mężczyźnie i wyszedłem z auta. Jak to w listopadzie, o godzinie 15 było już ciemnawo. Do tego rozmieszczenie ośrodka, obok lasu... Na samą myśl o wytworach mojej wyobraźni przeszedł mnie dreszcz. Szybkim krokiem dotarłem do budynku. Mój pokój znajdował się prawie że przy wejściu. Kilka kroków i znalazłem się w środku. Niby znajdowałem się tam dopiero jeden dzień, a to pomieszczenie dawało mi taki spokój... Pozwalało mi myśleć i układać sobie wszystko na nowo. Czułem, że to było moje miejsce. Podszedłem do lusterka i szybko ogarnąłem totalnie rozczochrane włosy. Z "transu" wyrwało mnie pukanie do drzwi. Otworzyłem je pewnym ruchem. Ale widok mnie zdziwił.
- Panie Ramos, mogę wejść? - do moich uszu dotarł głos dyrektora ośrodka. Nie czekał na moją zgodę.
- Czy coś się stało? - spytałem, gdy odzyskałem głos.
- Jak podoba się panu Paryż?
- Ładne miasto... Ale nie o to chodzi.
- Czy podczas zwiedzania... Z Victorią było coś nie tak?
- Była trochę smutna, ale to wszystko... W ogóle dlaczego pan pyta? - walnąłem prosto z mostu.
- Nasza opiekunka, gdy tylko wróciliście, wbiegła zapłakana do mojego gabinetu, odwołała dzisiejsze zajęcia i od razu pobiegła do swojego pokoju.
- Kurcze... - zatkało mnie. Serio. - Naprawdę nie wiem co się stało... Mało dzisiaj rozmawialiśmy, więc chyba panu nie pomogę...
- Oczywiście panie Ramos... Ale jeśli przypomni pan sobie jakiś ważny fragment z tego wyjścia, proszę mnie poinformować.
- Tak zrobię panie dyrektorze - powiedziałem automatycznie, ale jego już nie było. Bałem się gościa. Gdy tylko go widziałem, od razu dostawałem gęsiej skórki. Był gorszy niż Carlo. Z moim trenerem dało się pogadać, a z dyrektorem było jak w wojsku. Nie zdążyłem jeszcze dobrze zamknąć drzwi, jak znowu usłyszałem pukanie. - Panie dyrektorze, powiem wszystko jak będę coś wiedzieć - powiedziałem, ale... na wysokości moich oczu nie stał dyrektor... Nikogo nie było. Dopiero zapach damskich perfum sprawił, że zacząłem się rozglądać. Mój wzrok powędrował ciut niżej.
- A więc to ty jesteś ten nowy. Carl opowiadał, że jesteś wysoki i dziwny... Co do wysokiego się zgodzę, ale nie wyglądasz na psychicznego frajera alkoholika... Ej, ja ciebie w ogóle znam!
Zobaczyłem drobną dziewczynkę. No, może nastolatkę. Wyglądała na 17 lat. Niska blondynka o piskliwym głosie... Zastanawiało mnie, co to dziecko robiło w ośrodku uzależnień.
- Przepraszam... Ale chyba się nie znamy? - zadałem pytanie retoryczne. Oczywiście, że się nie widzieliśmy.
- Ojejku gdzie moje maniery - zakpiła. Wyciągnęła rękę w moją stronę. - Lucy jestem.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

  

















Jak wrażenia po 2 rozdziale? Miałam na niego zupełnie inne plany, ale wyszło jak wyszło :) Przepraszam, że trochę nie jest najlepszy, ale... jakoś zacięłam się w połowie pisania :)
No i oczywiście przepraszam za opóźnienia, ale miałam tylu gości ostatnio, że nie było nawet kiedy wejść na bloggera :) Następny rozdział (3) będzie pierwszymi zajęciami :) Powinien pojawić się do czwartku :)

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział 1

               Pakowanie nie zajęło mi dużo czasu. Wziąłem tylko najpotrzebniejsze rzeczy licząc na to, że spędzę nam maksymalnie tydzień. Cris ciągle opowiadał, że to będzie taki urlop, wakacje itp, ale ja swoje wiedziałem. Jechałem do szpitala dla pijaków.
Droga na lotnisko trwała chwilę, jak nigdy. Gorzej było z całą procedurą na miejscu. Trzeba było podbić paszporty, oczywiście przyszło do nas pełno dzieciaków chcących zrobić sobie zdjęcie. Jedno mam do teraz w telefonie. Nie ma co się dziwić jakością, gdy powiem, że to Ronaldo robił zdjęcie.

 Po jakichś 30 minutach siedzieliśmy w pierwszej klasie w samolocie, który obrał sobie kurs na Paryż. Ostatnie spojrzenie na Madryt i miałem nadzieję, że na krótkie pożegnanie z ojczyzną. Uwielbiałem latać samolotami. Te piękne widoki... Ale wtedy nie cieszyło mnie to w ogóle. Po dwóch godzinach byliśmy na miejscu. Paryż. Ładne miasto dla zakochanych, dla mnie miasto PSG. Ciągle tylko piłka i piłka...
- Jutro mecz, nie zdążysz wrócić - przypomniałem sobie o meczu z Getafe, który mieliśmy mieć następnego dnia.
- To najwyżej nie zagram, trudno - odparł mój przyjaciel, biorąc walizki. Nie czekając na mnie wyszedł z lotniska i poszedł zamówić taksówkę. Szybko wziąłem swój bagaż i pobiegłem za nim totalnie zaskoczony jego podejściem do meczu.
- Co ty gadasz? - spytałem, kiedy weszliśmy do auta. Cris nic mi nie odpowiedział.
- Proszę nas zawieść do ośrodka odwykowego - tylko tyle powiedział od naszego przylotu do stolicy. Zrozumiałem, że dla niego to równie ciężka sytuacja jak dla mnie. Zamilkłem. Po godzinie jazdy po zakorkowanym Paryżu wyjechaliśmy na odległe dzielnice. Puste uliczki, mało domów, totalne zadupie. Idealne miejsce dla wariatów, ćpunów i pijaków. Cris zapłacił taksówkarzowi, ja byłem już pod bramą ośrodka. Przez moje ciało przeszły dreszcze. To miejsce, bo nie można było tego nazwać prawdziwym ośrodkiem, wyglądało jak jeden ze szpitali z Czarnobyla. Dosłownie. Ronaldo stanął koło mnie.
- Czy to jest ten wspaniały kompleks wypoczynkowy, gdzie spędzę wakacje? - zadrwiłem z Portugalczyka.
- Carlo mówił, że to jeden z lepszych szpitali odwykowych... - powiedział zaskoczony sytuacją. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i szybko wybrałem numer do trenera. Trochę musiałem poczekać, aż łaskawie odbierze.
- Jeszcze nie zabrali ci telefonu?
- Carlo, co to kurwa jest? - syknąłem do telefonu.
- A czego się spodziewałeś? Jakiegoś nadmorskiego hotelu, z palmami itepe? Sergio, to ośrodek odwykowy.
- Ale to jak melina wygląda! - krzyknąłem.
- Chciałeś mieć spokój od reporterów? To masz, tutaj na pewno nie będą ciebie szukać, poza tym... - rozłączyłem się, nim zdążył dokończyć myśl. W głowie miałem tylko jedno zdanie: Ja pierdole.
Czy aż tak bardzo trener mnie nie lubił? Jasne, dbał o moją reputację, ale aż do tego stopnia, żeby zsyłać mnie na melinę? Z chwilowego wyłączenia się wyrwał mnie czyjś dotyk. Szybko odwróciłem się. Cris chciał mnie pocieszyć, ale było za późno. Sam przyczynił się częściowo do tego, że tam się znalazłem.
- Chodźmy - powiedział cicho. Otworzył bramę i jako pierwszy wszedł na teren ośrodka. Niby leczyli tam tylko alkoholików, ale ciężka atmosfera mówiła co innego. Tak jakby tysiące chorych psychicznie osób wołało: Uciekaj...
Jasne, uciekaj. To byłoby najłatwiejsze rozwiązanie. Ale ja chciałem się leczyć, co było bardzo dziwne. Teren wokół ośrodka był naprawdę duży. Stanęliśmy pod drzwiami. Trzęsącymi się rękoma chwyciłem klamkę i pewnie otworzyłem drzwi. W środku było... o dziwo dość przyjemnie. Jasnozielone ściany trochę mnie uspokoiły (pewnie takie miały zadanie). Pierwsze drzwi po lewej stronie to gabinet dyrektora ośrodka. Wziąłem głęboki oddech i cicho zapukałem. Usłyszałem ruch za drzwiami, więc szybko odsunąłem się. Przede mną stanął wysoki brunet koło 50-tki. Widać, że dużo w swoim życiu przeszedł, ale na mój widok, od razu stał się młodszy. Tak jakby zobaczył coś, co zawsze chciał ujrzeć. Gestem ręki zaprosił nas do gabinetu.
- Nawet panowie nie wiedzą jak się cieszę, że panów widzę... - mówił drżącym głosem. - Czekaliśmy na pana.
- Czekaliście? - spytałem skonsternowany.
- Pan Ancelotti zadzwonił do nas kilka tygodni temu, prosił o zajęcie się panem - spojrzałem na Crisa, ale ten tylko kiwnął, że o niczym nie wiedział. Akurat. Pewnie to jego był pomysł...
- Znając naszego trenera, był do tego zdolny - westchnąłem. - Kiedy mógłbym... zamieszkać? Wprowadzić się? - głos mi się załamał, ale dalej udawałem twardziela.
- Jeżeli jet pan gotowy, już dzisiaj może pan się wprowadzić. Jutro zacząłby pan terapię.
- Nie ma co zwlekać. Im szybciej zaczniesz, tym szybciej skończysz - powiedział Cris, czym strasznie mnie wkurzył.
- Przez ciebie tutaj jestem, więc pozwól, że sam zdecyduję!
- Ja nie zmuszałem ciebie do picia!
- Panowie, uspokójcie się - stanął pomiędzy nami dyrektor ośrodka. - Myślę, że będzie lepiej, jak pan, panie Ronaldo wyjdzie już.
Cris spojrzał na niego złowrogo, ale szybko się uspokoił i rozluźnił zaciśnięte ręce. Spojrzał po raz ostatni na mnie i chwycił swoje walizki.
- Zostanę na kilka dni z Iriną. Wpadniemy za jakiś czas - wyszedł z gabinetu. Dyrektor pobiegł za nim szepcąc mu coś do ucha. Po chwili wrócił do swojego królestwa.
- Panie Ramos, może zaprowadzę pana do pokoju - powiedział szybko. Przechodząc obok wszystkich pomieszczeń bałem się. Bałem się, że jakiś wariat zaraz wybiegnie do mnie. Nim zdążyłem uciec, dyrektor poinformował, że jesteśmy na miejscu. Otworzył mi drzwi, a ja ujrzałem... bardzo przyjemny pokój. Spodziewałem się szarych, brudnych ścian, z wyrytymi kreskami oznaczającymi kolejne dni, miesiące, a może nawet lata... A zobaczyłem zielony (znowu) pokój, z jakimiś malunkami na ścianie, małym łóżkiem na środku pokoju i telewizorem w kącie. Położyłem walizki pod szafą i rozejrzałem się. - Spodziewał się pan czegoś innego? - zaśmiał się dyrektor.
- Zupełnie czegoś innego - powiedziałem zdziwiony.
- Przedstawię panu resztę personelu - zaprowadził mnie dalej. - Tu są pokoje innych uczestników terapii - powiedział pokazując długi korytarz z drzwiami po obu stronach. - Tu jest stołówka.
- Nie da się nie domyślić - zaśmiałem się wciągając powietrze. Do moich nozdrzy dotarł wspaniały zapach spaghetti. Ale nie takiego z restauracji, z sosem kupionym w tanim sklepie. O nie. To było spaghetti z własnej roboty makaronem i sosem. Obiad, który często robiła moja mama. To trochę mnie rozluźniło. Stres związany z nowym miejscem opadł. Poszliśmy dalej.
- A tu są sale - pozwoliłem sobie zajrzeć do jednej. Nie wyglądała jak sala tortur tylko normalny pokój... Dziwne. - Victoria! - głos dyrektora wyrwał mnie z dezorientacji. Po chwili z jednej z sal wyszła piękna kobieta. Nie dziewczyna. Kobieta. Brunetka o pięknym uśmiechu. Na jej widok moje serce zgubiło prawidłowy rytm.
- Czego tak krzyczysz - zaśmiała się Victoria.
- Jak mówię cicho to nie reagujesz - uśmiechnął się do kobiety. - Panie Ramos to jest... - chciał ją mi przedstawić, ale ona okazała się szybsza.
- Victoria Grand - podała mi rękę. Szybko złożyłem na niej delikatny pocałunek.
- Sergio Ramos.
- Pan Ramos jest naszym nowym pacjentem - kobieta spojrzała na dyrektora jak na idiotę. - A to jest pana "lekarka" - zaśmiał się. - Victoria prowadzi tutaj zajęcia dla alkoholików.
- Jak będzie wyglądało leczenie? - spytałem speszony wzrokiem brunetki.
- Najpierw krótka terapia grupowa, potem indywidualny tok leczenia - odpowiedziała na moje pytanie. - U nas robimy na odwrót niż w innych ośrodkach. Zauważyliśmy szybszy powrót do zdrowia dzięki tej zamianie - dopowiedziała widząc moje zdziwienie.
- Nie będziemy już pana męczyć, tutaj jest kluczyk - niezręczną ciszę przerwał dyrektor, podając mi kluczyk od pokoju. - Obiady są o 15, kolacje o 19, śniadania o 9. Jest pan rozsądną osobą, więc raczej nie muszę przypominać, że nie wnosimy tutaj alkoholu, nie zapraszamy bez naszej zgody gości... Coś jeszcze? A, poza teren może pan wyjść tylko z opiekunem i niestety będę zmuszony odebrać panu telefon - bez wahania oddałem dyrektorowi swoją komórkę. - Będzie ją pan mógł odebrać po leczeniu - poklepał mnie po ramieniu i pożegnał. Szybko wróciłem do swojego pokoju, rozpakowałem się i poważnie zacząłem zastanawiać się nad przyszłością. Na całe szczęście w pokojach były łazienki, więc nie musiałem latać z gołym tyłkiem po ośrodku. Gorąca woda szybko zmyła ze mnie resztki strachu, niepokoju i złości. Wyszedłem spod prysznica, wytarłem się, założyłem świeżą bieliznę i położyłem się do łóżka. Odpuściłem sobie obiad i kolację, szykując się psychicznie na nowe życie.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------








Gratulacje dla Realu za wygranie Klubowych Mistrzostw Świata :)
Przepraszam za krótkie opóźnienia.
Postanowiłam, że ten blog będzie najdłuższym jaki do tej pory pisałam :) Nie chcę kończyć go w piątym rozdziale, liczę na jakieś 15-20 części :) Oczywiście wszystko będzie zależało od was, od ilości komentarzy i wyświetleń :)
Było dużo pytań o muzykę, przy której piszę, kilka kawałków możecie już posłuchać :)
Myślę, że następny (2) rozdział pojawi się w piątek, tak więc życzę wszystkim moim kochanym czytelnikom zdrowych, radosnych, udanych świąt. Dużo prezentów i naprawdę fajnej atmosferki :)
I żebyście dalej mnie czytali i polecali :)


piątek, 19 grudnia 2014

Prolog



                    Obudził mnie blask słońca... Słońce? Otworzyłem jedno oko, żeby ogarnąć gdzie jestem. Co to za miejsce? Co ja tu robię?
- Widzę, że śpiąca królewna wstała - usłyszałem znajomy sarkastyczny głos. Podniosłem się z ziemi i powoli otworzyłem oczy. Potrzebowałem chwili, aby mój wzrok się wyostrzył i dopiero wtedy wszystko ułożyło się w jedną całość. Moim słońcem były światła z szatni, w której leżałem w samej bieliźnie.
- Cris kurwa zgaś światło i przynieś mi wody - powiedziałem ledwie dosłyszalnym głosem do przyjaciela.
- Lepiej ubierz się bo Carlo idzie.
Na te słowa zerwałem się na równe nogi i zacząłem się ubierać. Nie minęła minuta jak nasz trener wszedł do szatni. Jego mina nic nie mówiła... Więc było źle. Spojrzał na Crisa, potem na mnie. Szybkim krokiem podszedł do mnie i wyciągnął z mojej kieszeni stringi.
- Umawialiśmy się! - krzyknął przerywając niezręczną ciszę. - Miałeś więcej nie chlać!
- Panie trenerze... - zacząłem, ale ból głowy, który towarzyszył mi od pobudki nie pozwolił dokończyć myśli.
- Koniec. Umowa to umowa... - powiedział znacznie cichszym głosem. - Jutro wyjeżdżasz do Paryża.
- Chyba trener żartuje - wyobraziłem sobie siebie w tłumie alkoholików z tamtejszego szpitala odwykowego. - A co z meczami? Prasa się dowie szybciej niż myślicie!
- O czym się dowie? Że na treningu doznałeś poważnej kontuzji i będziesz leczył się w prywatnej klinice. Tyle.
Nim zdążyłem coś powiedzieć, Carlo wyszedł z szatni zostawiając nas samych. Nie chciałem opuszczać klubu, kraju, rodziny. Moim życiem była piłka i to ona się wtedy liczyła. Łzy bezradności same poleciały mi po poliku.
- Nie rycz, będzie dobrze.
- Jak kurwa będzie dobrze?! - warknąłem na Crisa.
- To tylko miesiąc, nawet nie... Musisz tylko pokazać, że wytrzymasz bez alkoholu.
- Jak? Wiesz, że nie potrafię... - przyznałem cicho.
- Ciesz się, że z samego rana pojechałem do redakcji.
- Po co?
- Bo właśnie teraz Carlo popijając kawę czytałby gazetę, w której opisują twoją wczorajszą imprezę - patrzyłem z niedowierzaniem na przyjaciela. W głębi serca dziękowałem mu za uratowanie dupy, bo zapewne moja kara nie skończyłaby się tylko na odwyku. Wstałem powoli i zacząłem sprzątać butelki po wódce i piwie. W głowie ciągle miałem obraz wariatkowa, do którego mnie chcieli zawieść. Tłumaczenia, że nie jestem chory tylko dobrze się bawię, nawet mnie przestały zadowalać. Doskonale wiedziałem, że nie potrafiłem opanować pokusy sięgnięcia po alkohol. Kiedy szatnia była w lepszym stanie spojrzałem Crisowi prosto w oczy.
- Co teraz ze mną będzie?
- Teraz to jedziemy do ciebie się pakować. Uwierz, dzięki odwykowi staniesz na nogi, znajdziesz w końcu kobietę i założysz rodzinę. Zasługujesz na to - poklepał mnie po ramieniu. Ostatni raz rozejrzałem się po szatni, na moje miejsce z "4". W głowie powtarzałem sobie jedno zdanie: "Wrócę silniejszy". Szybkim krokiem opuściliśmy szatnię i pojechaliśmy do mnie do domu.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------














------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Więc jest powrót!  Jak widzicie, na blogu jest dużo nowości :) Jeżeli chcecie być informowani o następnych rozdziałach, zapiszcie się do zakładki INFORMOWANI podając swoje aski, fb itp. :)
Ogromnie podziękowania dla Kasi, dzięki której mogłam w naprawdę boskiej formie zacząć pisać ten blog :) Zapraszam do niej na cudownego bloga o Sergio Canalesie: 
http://esta--noche.blogspot.com/
Jedna ważna informacja, blog o Alexisie Sanchezie został usunięty z powodu waszej małej aktywności :)
Tak więc witam jeszcze raz i mam nadzieję, że blog będzie chętnie przez was czytany :)