niedziela, 28 grudnia 2014

Rozdział 2

                   Nowy dzień. Dzień, który miał dać początek nowemu życiu. Obudziłem się koło 8:30. Szybko ogarnąłem, że mam zaledwie 30 minut do śniadania. Byłoby nietaktem, gdybym spóźnił się na swoje pierwsze śniadanie w ośrodku. Szybko poszedłem pod prysznic, potem umyłem zęby. Z ręcznikiem przepasanym wokół bioder zacząłem szukać jakichś ubrań. Wybrałem niebieską koszulkę z wydrukowaną czaszką i zwykłe stare jeansy. Wiedząc, że mam jeszcze chwilę, postanowiłem pościelić łóżko. W pewnym momencie usłyszałem pukanie do drzwi. Otworzyłem je i ujrzałem anioła.
- Witam panie Ramos - powiedziała piękna brunetka. - Myślałam, że jeszcze śpisz.
- Dzień dobry - uśmiechnąłem się machinalnie. - Nie chciałem się spóźnić.
- Chciałabym poinformować ciebie o kilku rzeczach, zanim spotkasz się z innymi pacjentami - powiedziała spokojnym głosem. Gestem ręki zaprosiłem ją do siebie i szybko zamknąłem drzwi. - Po pierwsze, w naszym ośrodku mówimy do siebie po imieniu. Może i głupia zasada, ale tak jest o wiele łatwiej komunikować się z innymi.
- Rozumiem - powiedziałem w pełni skupiony na jej słowach.
- Nasi pacjenci... Mogą być zszokowani twoim widokiem tutaj. Dlatego staraj się nie okazywać żadnych uczuć. Jesteś bo jesteś. Wierzę, że masz mniejszy problem niż pozostali, dlatego wiem, że niedługo nas opuścisz. Oni takiego szczęścia nie będą mieli. Bądź po prostu w stosunku do nich wyrozumiały.
- No okej. Coś jeszcze?
- Jeżeli będziesz chciał, będziesz mógł pójść ze mną dzisiaj zwiedzić Paryż. To będzie chyba jedna z jedynych szans na to. Kiedy zaczniemy terapię, wyjście będzie niemożliwe. Wszystko jest jasne?
- Jasne jak słoneczko - zaśmiałem się. Otworzyłem drzwi przed Victorią i z niskim ukłonem wypuściłem ją z pokoju. Stołówka, do której szliśmy była po drugiej stronie budynku, dlatego przejście zajęło nam trochę czasu. Jednak już w połowie drogi było czuć zapach świeżych naleśników. Z bananem na twarzy otworzyłem drzwi. Właściwie nie wiem czego się spodziewałem... Dwóch, trzech osób, czy czterdziestu... Kiedy wszedłem do stołówki, zobaczyłem może dziesięć osób. Wszyscy patrzyli na mnie z otwartymi ustami. Wziąłem tackę z talerzem naleśników i usiadłem w najdalszym kącie pomieszczenia. Oczywiście nie obyło się bez różnych szeptów o mnie.
Śniadanie... Mega. Nie pamiętam, czy odkąd odeszła ode mnie Elizabeth jadłem coś równie pysznego. Po pięciu minutach mój talerz był pusty. Wstałem możliwie jak najciszej i odniosłem tackę. Podszedłem do stolika naszych "lekarzy".
- Będę czekał na dworze - szepnąłem jej do ucha. W odpowiedzi tylko kiwnęła głową. Czując na sobie wzrok innych, szybkim krokiem opuściłem stołówkę. Po chwili wyszedłem na zewnątrz. Pogoda nie zadowalała. Jak to jesień. Całkowite zachmurzenie, dość silny wiatr i słabe opady deszczu sprawiły, że zacząłem tęsknić za Hiszpanią. Nie zdążyłem nawet dojść do ławki, gdy w drzwiach pojawiła się Victoria. Przełknąłem głośno ślinę i niepewnie uśmiechnąłem się do niej.
- Zamówić taksówkę czy...
- Już zamówiłam - odpowiedziała chłodno.
- Co się stało?
- Nic takiego - zapanowała niezręczna cisza. Na całe szczęście po kilku minutach przyjechał nasz "powóz". Otworzyłem opiekunce drzwi. Kiedy przechodziła obok mnie, w jej oczach zobaczyłem łzy. Usiadłem obok niej, ciągle zerkając na nią kątem oka. Po 20 minutach byliśmy w samym centrum Paryża. Zapłaciłem kierowcy i zaczekałem na Victorię.
- Wszystko okej? - spytałem.
- Tak - odparła cicho.
- Gdzie idziemy?
- Jest mi to obojętne.
Koniec rozmowy. Następne 4 godziny chodziliśmy po mieście w totalnej ciszy. Zauważyłem, że Victoria ciągle zerka na ekran telefonu, ale nie pytałem dlaczego. To była jej prywatna sprawa. Ale było coś, co szybko poprawiło jej humor. Wyprzedaż. Weszliśmy do drogiego sklepu z ciuchami. Viki wzięła kilka bluzek i poszła je przymierzyć. Wyglądała rewelacyjnie. Jej piękne ciało idealnie pasowało do markowych ubrań.
- Podoba ci się coś? - spytałem w końcu.
- Wszystko - zaśmiała się cicho.
- No i po temacie - wziąłem od niej wszystkie rzeczy i poszedłem do kasy. Nim zorientowała się co właśnie robiłem, kasjerka wszystko ładnie policzyła i spakowała.
- 983 euro - powiedziała niechętnie. Podałem jej pieniądze i wyszedłem ze sklepu w ogóle nie czekając na swoją opiekunkę. Wybiegła szybko za mną szarpiąc mnie za ramię.
- Co ty robisz? - wrzasnęła na mnie.
- Hmmm - udałem, że się zastanawiam. - Chyba właśnie kupiłem tobie ubrania.
- Nie chcę mieć przez ciebie problemów!
- Jakich problemów?
- Nie chcę, aby po ośrodku krążyły plotki, że jesteś moim sponsorem - syknęła mi do ucha.
Podałem jej zakupy i wyciągnąłem... Kurwa. Zapomniałem, że zabrali mi telefon. Victoria dała mi szybko swój. Zadzwoniłem po taksówkę. Stałem obok brunetki z zaciśniętymi rękami.
- Sergio przepraszam - wydukała w końcu.
- Chciałem tylko zrobić ci niespodziankę, poprawić humor - powiedziałem cicho. Mimo iż wyglądam na twardziela, wcale taki nie jestem. Zabolało mnie, gdy rzuciła się na mnie przez jakąś błahostkę.
- Ja wiem, ale... - nie potrafiła dokończyć. Od razu jak przyjechała nasza taksówka wsiadła do niej i przez całą powrotną drogę się nie odzywała. Kiedy po 20 minutach podjechaliśmy pod ośrodek rzuciła kierowcy należną kwotę i szybko wybiegła z samochodu.
- Coś się stało? - spytał mężczyzna, kiedy zostaliśmy sami.
- Próbuję zawalczyć o względy u kobiety...
- To nie pomogę - zaśmiał się cicho kierowca. Miał może 40 lat, ale wyglądał na bardzo zmęczonego życiem. - Odkąd żona zostawiła mnie dla młodszego, nie potrafię znaleźć sobie kogoś porządnego...
- Współczuję... No nic. Nie będę przeszkadzał w pracy, dziękuję - uścisnąłem rękę mężczyźnie i wyszedłem z auta. Jak to w listopadzie, o godzinie 15 było już ciemnawo. Do tego rozmieszczenie ośrodka, obok lasu... Na samą myśl o wytworach mojej wyobraźni przeszedł mnie dreszcz. Szybkim krokiem dotarłem do budynku. Mój pokój znajdował się prawie że przy wejściu. Kilka kroków i znalazłem się w środku. Niby znajdowałem się tam dopiero jeden dzień, a to pomieszczenie dawało mi taki spokój... Pozwalało mi myśleć i układać sobie wszystko na nowo. Czułem, że to było moje miejsce. Podszedłem do lusterka i szybko ogarnąłem totalnie rozczochrane włosy. Z "transu" wyrwało mnie pukanie do drzwi. Otworzyłem je pewnym ruchem. Ale widok mnie zdziwił.
- Panie Ramos, mogę wejść? - do moich uszu dotarł głos dyrektora ośrodka. Nie czekał na moją zgodę.
- Czy coś się stało? - spytałem, gdy odzyskałem głos.
- Jak podoba się panu Paryż?
- Ładne miasto... Ale nie o to chodzi.
- Czy podczas zwiedzania... Z Victorią było coś nie tak?
- Była trochę smutna, ale to wszystko... W ogóle dlaczego pan pyta? - walnąłem prosto z mostu.
- Nasza opiekunka, gdy tylko wróciliście, wbiegła zapłakana do mojego gabinetu, odwołała dzisiejsze zajęcia i od razu pobiegła do swojego pokoju.
- Kurcze... - zatkało mnie. Serio. - Naprawdę nie wiem co się stało... Mało dzisiaj rozmawialiśmy, więc chyba panu nie pomogę...
- Oczywiście panie Ramos... Ale jeśli przypomni pan sobie jakiś ważny fragment z tego wyjścia, proszę mnie poinformować.
- Tak zrobię panie dyrektorze - powiedziałem automatycznie, ale jego już nie było. Bałem się gościa. Gdy tylko go widziałem, od razu dostawałem gęsiej skórki. Był gorszy niż Carlo. Z moim trenerem dało się pogadać, a z dyrektorem było jak w wojsku. Nie zdążyłem jeszcze dobrze zamknąć drzwi, jak znowu usłyszałem pukanie. - Panie dyrektorze, powiem wszystko jak będę coś wiedzieć - powiedziałem, ale... na wysokości moich oczu nie stał dyrektor... Nikogo nie było. Dopiero zapach damskich perfum sprawił, że zacząłem się rozglądać. Mój wzrok powędrował ciut niżej.
- A więc to ty jesteś ten nowy. Carl opowiadał, że jesteś wysoki i dziwny... Co do wysokiego się zgodzę, ale nie wyglądasz na psychicznego frajera alkoholika... Ej, ja ciebie w ogóle znam!
Zobaczyłem drobną dziewczynkę. No, może nastolatkę. Wyglądała na 17 lat. Niska blondynka o piskliwym głosie... Zastanawiało mnie, co to dziecko robiło w ośrodku uzależnień.
- Przepraszam... Ale chyba się nie znamy? - zadałem pytanie retoryczne. Oczywiście, że się nie widzieliśmy.
- Ojejku gdzie moje maniery - zakpiła. Wyciągnęła rękę w moją stronę. - Lucy jestem.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

  

















Jak wrażenia po 2 rozdziale? Miałam na niego zupełnie inne plany, ale wyszło jak wyszło :) Przepraszam, że trochę nie jest najlepszy, ale... jakoś zacięłam się w połowie pisania :)
No i oczywiście przepraszam za opóźnienia, ale miałam tylu gości ostatnio, że nie było nawet kiedy wejść na bloggera :) Następny rozdział (3) będzie pierwszymi zajęciami :) Powinien pojawić się do czwartku :)

8 komentarzy:

  1. kurde, co z Viki... to mi nie daje spokoju
    a jak Lucy pozna, że Sergio to Sergio, to będzie klapa XDDD
    Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się :) jestem ciekawa co wydarzy się dalej

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny jak zawsze, sorry, że komentuję z opóźnieniem ale wczoraj jak na telu komentowałam to mi telefon padł z wrażenia, że taki cudowny rozdział! Czekam na dalsze losy bohaterów i jestem bardzo ciekawa co stało się z Vic...dodawaj szybko następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajne i ciekawe :D I wciągające ;)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Dopiero dziś znalazłam tego bloga i jak najbardziej bd go odwiedzać w poszukiwaniu nowych rozdziałów ;3
    Rozdział bardzo mi się podoba ;*
    Czekam na następny! ;>

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo fajny rozdział, bardzo zaintrygowało mnie zachowanie opiekunki Ramosa. Jestem ciekawa co wydarzy się na pierwszych zajęciach.
    Czekam na kolejny. Informuj mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super i czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń