poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 5

                                                            
                       Tydzień później. Przedłużyłem sobie sesje grupowe, chciałem mieć kontakt z Lucy. Niestety ona dalej mi nie wybaczyła... Gdy tylko do niej podchodziłem, ona szybkim zwinnym ruchem znajdowała się kilka metrów ode mnie. Dzień 10. Dzień przełomowy. 6 grudnia - Mikołajki.
Przez 10 dni, zdołałem sobie narobić więcej wrogów niż po niejednym meczu wyjazdowym. Dyrektor ośrodka, Lucy i Victoria... Mimo iż ciągle powtarzała, że tamto wydarzenie to nic takiego... Ja ciągle wiedziałem, że dla niej to było równie cudowne co dla mnie. Po śniadaniu wróciłem do swojego pokoju i uwaliłem się na łóżku. Wsadziłem słuchawki do uszu i puściłem na całą głośność playlistę. Leżałem kilka godzin. Wydawało mi się, że ktoś puka do drzwi, ale nie miałem siły wstać. Zamknąłem oczy, już zasypiałem, gdy ktoś otworzył z całym impetem drzwi.
- Psss - zobaczyłem znajomą gębę i od razu na mojej pojawił się uśmiech.
- Geri nareszcie! - krzyknąłem i podszedłem do przyjaciela.
- Co ty tu robisz? - zaczęli się ze mnie wszyscy śmiać. Pique dotrzymał słowa. Szybko wpuściłem do pokoju Messiego, Neymara, Iniestę, Suareza, Bartrę i Alvesa.
- Długa historia...
- A niby masz kontuzję - dalej nabijali się ze mnie.
- Mniejsza o to. Poprosiłem was o przyjazd z bardzo ważnego powodu. Jest tu w ośrodku wasza największa fanka - ostatnie zdanie powiedziałem z lekkim niesmakiem.
- To po to my tyle lecimy? - spytał Leo.
- Powiedzmy, że trochę się na mnie zawiodła, a w ramach przeprosin, wy przylecieliście.
- Co mamy robić? - spytał Pique. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Poczekajcie chwilę tutaj. Ja spróbuję szybko coś wykombinować - wyszedłem z pokoju.
W głowie układałem sobie ten plan od tygodnia. Wszystko musiało się udać. Pobiegłem do pokoju Victorii.
- Hej - szepnąłem. - Wszystko gotowe. Zaczynamy nasz plan - powiedziałem podekscytowany.
- Oby się udało...
- Uda się - spojrzałem na nią ostrym wzrokiem. - A wieczorem zapraszam cię na kolację - krzyknąłem. Nim zdążyła odmówić, byłem już przy gabinecie dyrektora. Usłyszałem jak Viki poszła po Lucy, sam poszedłem do Roberta.
- Witam pana dyrektora - zakpiłem sobie z niego.
- Czego?
- Miałby pan coś przeciwko, gdyby odwiedziło mnie paru kumpli? - widziałem złość w jego oczach. Wiedziałem, że zaraz wybuchnie.
- Znowu zaczynasz? - warknął.
- Tylko... - zacząłem grać na czas. - No może 6 kolegów. Wpadną do mnie, pogadamy i takie tam.
- Nie ma mowy! - wstał i krzyknął. Z zadowoleniem patrzyłem jak robi się czerwony. Podszedł do mnie i z bezsilności zaczął mną szarpać. W korytarzu słyszałem stukot szpilek mojej pięknej brunetki.
- Robert! - rzuciła się znowu na dyrektora. Powtórka z rozrywki, ale tym razem pięknie to wykorzystaliśmy.
- Victoria - usłyszałem głos Lucy. - Po co mnie wezwałaś? - brunetka odrzuciła pracodawcę i spojrzała mi prosto w oczy, uśmiechając się lekko.
- Już idziemy. Boże, ci faceci kiedyś się pozabijają. O co poszło?
- Mam kilku gości w pokoju, chciałem przedstawić ich szanownemu panu dyrektorowi - śmiałem mu się prosto w oczy.
- Proszę cię, chodźmy. Nie mam ochoty na niego patrzeć - pociągnęła naszą opiekunkę. Cały plan się udał. W tym momencie z mojego pokoju wyszedł Pique. Spojrzał na mnie znudzonym wzrokiem.
- Sergio, trochę się nam tu nudzi... - spojrzał na Lucy i posłał jej swój najpiękniejszy uśmiech. - Witaj ślicznotko.
- Co tu się dzieje... - spytała z konsternacją w oczach.
- Właśnie odwiedziło mnie kilku chłopaków z Barcelony. Geri, zawołaj tych niewychowanych debili. Niech się przywitają ładnie... - Wszyscy zaczęli pomału wychodzić z mojego pokoju. Widziałem strach w oczach Lucy, który z każdą chwilą zmieniał się w zachwyt. Dziewczyna zachowała się jak małe dziecko, które zabrano do sklepu z zabawkami. Ucieszyłem się, że prezent jej się podoba.
- Cześć wszystkim - powiedzieli chórem.
- Lucy - szepnąłem jej do ucha. - Mam nadzieję, że prezent mikołajkowy się podoba. Wiem też, że czeka nas bardzo poważna rozmowa - spojrzała na mnie załzawionymi oczami. Kiwnąłem głową i mocno ją przytuliłem.
- Przepraszam - szepnęła cicho.
- No to teraz taki drobny upominek ode mnie - pobiegłem do pokoju i przyniosłem małe pudełeczko z naszyjnikiem. - Trzymaj mała - podałem je Lucy. Otworzyła je i zaniemówiła.
- Ale ja nic dla ciebie nie mam... - zdołała wydusić.
- Spokojnie, jesteśmy kwita - pocałowałem ją w policzek. - Dobra, myślę, że moi znajomi pozwolą na kilka zdjęć i chętnie spędzą trochę czasu z moją przyjaciółką? - zmierzyłem ich wzrokiem.
- Jasne - szybko odparł Pique. - Mamy całe popołudnie - uśmiechnął się i zabrał Lucy do mojego pokoju. Dziewczyna płakała ze szczęścia.
- Widzimy się za 15 minut - uśmiechnąłem się łobuzersko do Victorii.
- Sergio to chyba nie jest w porządku...
- Muszę się odwdzięczyć za pomoc, odmowy nie przyjmuję - chciałem ją pocałować... ale szybko się powstrzymałem. Przyciągała mnie jak magnes. Moje serce, rozum, ciało... To wszystko pragnęło tylko jej.
- No dobra... Ale to się nie spodoba Robertowi.
- Nie obchodzi mnie to. 15 minut i jedziemy - poszedłem do swojego tłocznego pokoju, mój anioł do swojego. Nie zwracałem uwagi na śmiechy, gadki Katalończyków. Z szafy wyciągnąłem ulubioną koszulę i spodnie i szybko poszedłem do łazienki. Przebranie się zajęło mi kilka sekund. Gorzej było z ułożeniem ciut przydługich włosów. Walczyłem i walczyłem, w końcu musiałem poprosić eksperta.
- Neymar! - krzyknąłem. Brazylijczyk szybko do mnie przyszedł. Wciągnąłem go do łazienki co wywołało śmiechy wśród innych Barcelończyków.
- Sory stary, ale nie marzy mi się szybki numerek w kiblu - zaśmiał się, a ja uderzyłem go dość mocno w ramię.
- Spójrz na moją fryzurę. Zrób coś, żeby spodobać się aniołowi.
- Żeby spodobać się aniołowi musiałbyś być jak Apollo.
- Dużo mi brakuje? - spytałem. Te jego porównania...
- Teraz jesteś jak Ereb. Ale w sumie... - i zaczął zabawę z moimi włosami. Układał je raz w prawo, raz w lewo. - No, teraz w pewnym stopniu przypominasz Apolla - zaśmiał się i przez dłuższą chwilę przyglądał swojemu dziełu.
- W pewnym stopniu? - spytałem niepewnie.
- Musiałbyś mieć jeszcze moją twarz - zaczął się śmiać. - Nie no, jest okej. Teraz wyglądasz jak facet.
- Dzięki Ney - podałem mu rękę... Chłopak miał grać w Realu. Chciałem grać z nim w jednej drużynie. Wybrał Barcelonę... Ale może nie wszystko stracone?
- No problemo - uśmiechnął się i szybko wyszedł. Wyperfumowałem się i spojrzałem w lustro. Nie żebym wpadł w samozachwyt... Ale wyglądałem jak bóg. Na samą myśl o moim skojarzeniu zacząłem się śmiać. Wyszedłem z łazienki. Zauważyłem, że atmosfera między Lucy a piłkarzami uspokoiła się. Młoda czuła się tak jak wśród rodziny. To właśnie robiła Blaugrana. Nawet nie zwrócili na mnie uwagi, gdy wyszedłem z pomieszczenia. Poszedłem pod pokój Victorii. Denerwowałem się. Chodziłem w kółko. Po kilku minutach drzwi otworzyły się, a z pokoju wyszedł anioł. Tyle, że tym razem to nie była przenośnia. Brunetka wyglądała olśniewająco w czerwonej sukience do ud, która leżała na niej idealnie. Przełknąłem głośno ślinę. Właśnie w tamtym momencie moje porównanie do boga... Straciło sens. Przy niej wyglądałem co najwyżej jak jej lokaj...
Zmierzyła mnie od stóp do głów i mógłbym przysiąść, że wstrzymała na chwilę powietrze.
- Wyglądasz olśniewająco - zdołałem wydukać.
- Dziękuję, ty też świetnie wyglądasz - podałem jej rękę i w kompletnej ciszy wyszliśmy z ośrodka. Właściwie całą drogę do restauracji przebyliśmy w ciszy. Ale nie bałem się jej. Czułem, że kryje się za nią coś bardzo ciekawego.
- Stolik dla dwojga - poprosiłem recepcjonistę. Szybko zaprosił nas do stolika i podał menu.
- Nie mam na nic pomysłu - zaśmiała się Viki.
- Możesz dzisiaj zaszaleć - uśmiechnąłem się. Zamówiliśmy mieszankę owoców morza, za którą jak się okazał, oboje szaleliśmy. Szybko opróżniliśmy talerze, a wszystko popiliśmy sokiem wiśniowym. Chciałem zamówić najlepsze wino, kiedy sobie przypomniałem, dlaczego w ogóle znajduję się w Paryżu. Przez alkohol. W sumie i tak się dziwiłem, jak to możliwe, że nie piję prawie 2 tygodnie. Pewnie gdybym wtedy wypił lampkę, moja historia potoczyłaby się inaczej.
- Jutro zaczniesz zajęcia indywidualne - ciszę przerwał jej głos. Dzwonił mi w uszach przez dobrą chwilę.
- To chyba dobrze, prawda? - spytałem ciągle uśmiechając się do brunetki.
- Nawet bardzo. Niedługo będziesz mógł wrócić do swojego normalnego życia... - powiedziała to... z lekkim smutkiem? Nawet nie lekkim. Ona tą myślą była przybita! Zastanawiałem się, co tu jej odpowiedzieć...
- Moje dotychczasowe życie nie ma już sensu.
- Dlaczego?
- W klubie jestem już zerem. Wśród rodziny też.
- Dla mnie nie jesteś zerem Sergio - dotknęła mojej dłoni i spojrzała mi prosto w oczy. Później wszystko działo się tak szybko. Zapłaciłem kelnerowi należną kwotę i szybko zamówiliśmy taksówkę. Nasze pożądanie było silniejsze niż rozum. Zaczęliśmy się całować. Namiętnie. Gdy taksówka podjechała pod ośrodek, musieliśmy oderwać się od siebie. Bałem się, że Victoria zmieni zdanie, ale nic z tego. Weszliśmy do "domu". Wskazałem na swój pokój, ale ona szybko pociągnęła mnie do siebie. Przekręciła za mną klucz w zamku. Tylko ja i ona. Szybko zdjąłem koszulę i wróciłem do całowania. Viki wplotła swoje palce w moje włosy. Neymar nie byłby zadowolony, gdyby zobaczył co zrobiła z jego dziełem. Jeździłem dłońmi po jej ciele. Cała drżała pod moim dotykiem. Zsunąłem z niej sukienkę. Zadowoleni z życia nie przerywaliśmy tej wspaniałej chwili. Brunetka zjechała dłońmi na mój brzuch, rysując zarys wyraźnie napiętych mięśni. Oderwaliśmy się od siebie dla zaczerpnięcia tchu. Oboje mieliśmy głodne oczy, ja chyba bardziej widząc jej prawie nagie ciało. Idealne ciało. Wtedy adrenalina przestała działać, a rozum podjął walkę.
- Sergio... - zaczęła. Widziałem jak blask w jej oczach gasł. Nie przez to, że przestałem ją podniecać. Baliśmy się. Nie znaliśmy się. Nie tego chcieliśmy.
- Przepraszam - wydukałem. Chwyciłem swoją koszulę, otworzyłem drzwi i ostatni raz spojrzałem na mojego anioła. - Ale też dziękuję. Szybkim krokiem poszedłem do swojego pokoju, który o tej godzinie był już pusty. Na łóżku znalazłem kartkę.
"Dzięki stary za super zabawę. Musieliśmy wracać do Barcelony, ale mamy nadzieję, że twojej koleżance podobało się. Jest naprawdę super laską. Pozdrów ją od nas."
Przynajmniej ich wieczór był udany... Chociaż... Mój też był fajny, gdyby nie liczyć faktu, że prawie przespałem się z moją opiekunką. Pogrążony myślami rzuciłem się na łóżko i zasnąłem.
******************************************************************************
To co zaszło między nami na całe szczęście... Kogo ja oszukuję? Na jakie szczęście? Pragnęłam Hiszpana. Jego bliskości, dotyku. Bałam się, że mu się nie spodobam, że jestem dla niego za stara, ale on akceptuje mnie. Ale chyba nie byłoby dobrze, gdybyśmy się ze sobą przespali. Kiedy adrenalina w nas opadła, nasze pożądanie również. Tylko czy ja naprawdę tego chciałam?
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 












Kurcze, przepraszam, że tak długo musieliście czekać :/ Niestety miałam poważne problemy zdrowotne i całkowity zakaz korzystania z komputera. A oczywiście jak zaczęłam pisać, pomysł mi wyparował i dlatego jest tak jak jest :/ Zamiast soku napisałam na początku wino i tak po chwili sb przypomniałam, że oni oboje są alkoholikami xd Co do następnego rozdziału, myślę, że również będzie za tydzień. Na blogu pojawiła się ankieta i proszę was o głos w niej :) Dopowiem tylko, że piłkarz będzie bratem głównej bohaterki, tak więc wybierajcie rozważnie xd

12 komentarzy:

  1. Super ze strony chłopaków, że przyjechali i zrobili prezent Lucy. :) a Ramosik i pani doktor, oj nie ładnie :3
    Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń
  2. omg
    CZEMU ONI SIĘ NIE PRZESPALI ZE SOBĄ?????
    jak dobrze, że między Lucy a Sergio jest już ok :)
    czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudo! *-*
    Tak romantycznie ;3
    Czekam na następny! ;**/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  4. serio, zaś historie miłosne? każdy blog taki sam :(

    OdpowiedzUsuń
  5. cudny rozdział już sobie wyobrażam Sergio z Naymarem w tej łazience hahhahhahah czekam na nowy :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak widać prezent się podobał xD
    I czy tylko ja, jak zobaczyłam treść tego liściku zostawionego przez piłkarzy Barcy, to pomyślałam, że wykorzystali Lucy? Dzizas... co ze mnie za ludź?
    Tak czy siak, czekam na następny! Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Super, czekam na nn! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo mi się podoba :) Czekam na kolejny!
    AHH TE SKOJARZENIA " Dzięki stary za super zabawę. Musieliśmy wracać do Barcelony, ale mamy nadzieję, że twojej koleżance podobało się. Jest naprawdę super laską. Pozdrów ją od nas." XD

    OdpowiedzUsuń
  9. Super, czekam na jeszcze :D

    OdpowiedzUsuń
  10. czego więcej chcieć :) super

    OdpowiedzUsuń
  11. hej ; )
    trafiłam na Twoje opowiadanie dzięki askowi Ines. Po samym tytule, który bardzo mnie zaciekawił postanowiłam nadrobić no i muszę przyznać że bardzo mi się podoba. Ciekawa historia, bardzo dobrze wykreowani bohaterowie. Masz talent! Szkoda, że końcówka rozdziału jest taka jaka jest, liczyłam na coś pikantniejszego, szczerze, ahah. Czekam na kolejny rozdział, informuj mnie proszę i zapraszam na powiedz-kocham.blogspot.com ;*

    OdpowiedzUsuń