niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział 4

                                                      CZYTASZ=KOMENTUJESZ

          Następnego dnia wstałem bardzo zdołowany. 3 dzień w ośrodku, a ja miałem dość. Szybko umyłem zęby, wziąłem prysznic, ubrałem się i poszedłem na śniadanie. Wow, nikt się na mnie nie gapił! Nie byłem nowością, byłem "tutejszy". Kątem oka dostrzegłem Victorię. Nie zwróciła na mnie uwagi. Wziąłem tackę z kanapkami i usiadłem koło Lucy.
- Hej Sergio - powiedziała radośnie.
- Cześć - burknąłem.
- Ktoś tu lewą nogą wstał - ciągnęła temat. Milczałem. - Coś powiesz?
- Można tu zadzwonić?
- Nie. Tylko do ciebie mogą zadzwonić. Taki sposób leczenia.
- Izolacja - powiedziałem cicho.
- No dokładnie - powiedziała z pełnymi ustami. Zachowywała się jak małe dziecko. Bo w sumie nim była... Spojrzałem na nią, a ta uśmiechnęła się szeroko. Od razu moje kąciki ust powędrowały ku górze. Do głowy przyszedł mi wspaniały pomysł.
- Lucy, kiedy masz urodziny?
- 14 kwietnia, a co? - kurcze, za długo czekania...
- A nic, czysta ciekawość...
- Tak jasne - spojrzała na mnie z politowaniem.
- No serio - zaśmiałem się. - Będziesz jeszcze jadła?
- Nie.
- To chodź do mnie - spojrzała na mnie dziwnie. - Boże nie, nie... - zapomniałem o skojarzeniach w okresie dojrzewania. Jej mina znaczyła jednoznacznie, że pomyślała o seksie.
- Spokojnie, żartowałam - zaśmiała się, wzięła swoją tackę i po chwili stała w korytarzu. Szybko pomaszerowałem za nią ciągle patrząc na stolik, gdzie siedziała Viki. Raczyła na mnie spojrzeć, więc kiwnąłem głową w geście przywitania. Nic nie odpowiedziała. Kurwa nie rozumiem kobiet! Najpierw opląta sobie ciebie wokół palca, będzie spędzała z tobą czas, da ci znaki, że jej się podobasz i kurwa bum. Gdybyśmy się ze sobą przespali... To był tylko pocałunek! Odniosłem tackę i poszliśmy do mojego pokoju. Lucy oczywiście rzuciła się na łóżko.
- Mów o co ci chodzi - ponaglała mnie.
- O nic - ciągle powtarzałem. - Chcę ciebie lepiej poznać... Lepiej zrozumieć. Nie możemy pogadać?
- Jasne, że możemy.
- Masz jakieś marzenia?
- Zostać księżniczką - zaśmiała się, ale szybko przestała widząc moją minę. - Nie wiem... Wrócić do domu? Chociaż tam mnie nie chcą to może lepiej nie...
- Może warto pogadać z rodzicami?
- Oj nie warto. Próbowałam. Ciągle jest ta sama gadka, że nie chcą mnie znać, dla nich jestem zwykłym ćpunem...
- Jak to wszystko się zaczęło? - usiadłem obok niej.
- Na imprezie się upiłam, zalana w trupa wróciłam do domu. Była awantura i w ogóle...
- No raz się może zdarzyć.
- Gdyby to był tylko raz... Podobał mi się stan, gdy byłam pijana. A jak do tego dorzucałam jakieś tabletki, albo jointa, to dopiero był czad.
- I co, jedna impreza zrujnowała twoje dzieciństwo?
- Na to wychodzi - powiedziała wyraźnie zasmucona. Chyba dopiero teraz sobie wszystko poukładała. Zobaczyła do czego ją to wszystko doprowadziło.
- To jakie masz marzenie?
- Dużo ich jest... Chciałabym wrócić do szkoły. Zdać maturę i pójść na studia medyczne. Kurcze... I tak bardzo chciałabym zobaczyć mecz Barcelony - rozmarzyła się. Poczułem ukłucie w sercu. Barcelona. - Co jest?
- Nic nic... - skłamałem.
- Widzę!
- Mecz Barcelony - powiedziałem z niesmakiem.
- No pewnie. Kocham Barcę. Jejku spotkać Leosia, Neymara... marzenie.
- A nie myślałaś o Ronaldo, Benzemie...
- Real? No proszę cię - zaśmiała się. - Przecież tam tylko marnują talenty piłkarzy. Patrz na takiego Casillasa. Kilka meczy gorszych - ławka.
- W sumie trochę prawdy w tym jest - otworzyła mi oczy. Odkąd odszedł Mourinho zaczęli nas traktować jak maszyny do zdobywania kasy. Kurcze... Jeden mecz przegrany, zakaz spotykania się z rodziną, dodatkowe treningi... Ale nie zawsze tak było... Pamiętam czasy, gdy liczyła się dobra zabawa. Kiedy nie było na nas presji, że przegrywamy mecz...
- Sergio, a ty gdzie grasz? - spojrzałem na nią i bałem się powiedzieć o tym. Po raz pierwszy w życiu wstydziłem się, ze gram w Realu.
- Drużyna z Madrytu...
- Atletico? - spytała z nadzieją w głosie. Przeniosłem wzrok na leżącą koszulkę klubową... Podążyła za moim wzrokiem. - Nie... Sergio błagam powiedz, że to nie Real...
- Real Madryt... - powiedziałem cicho.
- Kurwa nie...
- Spokojnie...
- Jestem od urodzenia Cule! - krzyknęła. - A zakochałam się w graczu Realu... - wstała i szybko wybiegła z mojego pokoju. Jej słowa obijały się w mojej głowie echem. Dopiero po chwili zrozumiałem ich sens. Kurwa... " Zakochałam się w graczu Realu"... Boże co ja zrobiłem... Chwyciłem stojącą na szafce lampkę i rzuciłem nią o ścianę. Bezradnie opadłem na łóżko i schowałem twarz w dłoniach. Jak mogłem jej dać jakąś nadzieję? Przecież to dziecko!
- Sergio? - usłyszałem znajomy głos po drugiej stronie drzwi.
- Wejdź proszę - głos mi się załamał. Mimo krótkiego czasu, pokochałem je obie. Ale Lucy jak siostrę. Nic więcej!
- Widziałam Lucy jak wybiegła zapłakana...
- No to zajebiście... Niedługo zaczną podejrzewać mnie o gwałt...
- Co się stało?
- Ona fanka Barcelony, ja piłkarz Realu. Ona się we mnie zakochała, a dla mnie jest...
- Jak siostra.
- Widać?
- Nawet nie wiesz jak bardzo...
- Victoria... Mogłabyś z nią porozmawiać? No wiesz... Kobiety łatwiej się dogadują - spojrzałem na nią błagalnym wzrokiem.
- Postaram się, ale nic nie obiecuję - szybko dopowiedziała widząc mój entuzjazm.
- Przepraszam za wczoraj... - powiedziałem cicho.
- Było minęło... - wyrzuciła z siebie. Jakoś nie potrafiłem jej uwierzyć. Chciała coś dopowiedzieć, ale zrezygnowała i wyszła z mojego pokoju. Chciałem pobiec za nią, ale nogi miałem z ołowiu. Dopiero po kilku minutach zdołałem wstać i pójść prosto do gabinetu dyrektora. Cicho zapukałem i otworzyłem drzwi.
- O pan Ramos, zapraszam.
- Ja tylko na chwilę z wielką prośbą...
- Słucham - odłożył dokumenty i spojrzał na mnie.
- Byłaby szansa zatelefonowania do przyjaciela? - powiedziałem na jednym oddechu.
- Po 3 dniach? Szybko - zaśmiał się. - To niemożliwe.
- Ale ja bardzo proszę... Muszę się z nim spotkać.
- To sobie pan poczeka - wrócił do swojej pracy. Nie wytrzymałem. Podszedłem do jego biurka i z całą złością, która we mnie buzowała zacząłem krzyczeć.
- To sprawa życia lub śmierci, więc odda mi pan mój telefon, jasne?! - spojrzałem złowrogo na niego.
- Pan tu nie rządzi! Proszę wyjść!
- Ani mi się śni! Może mnie pan wyprowadzić, ale sam nie wyjdę!
- Pożałuje pan tego! - chwycił mnie za koszulkę. W tym momencie do gabinetu weszła Viki. Jak ja się wtedy cieszyłem, że pierwszy nie rzuciłem się na dyrektora.
- Robert zostaw go! - krzyknęła i odepchnęła pracodawcę ode mnie. - Co tu się dzieje?!
- Chciałem tylko zadzwonić do Crisa. To bardzo ważna sprawa - spojrzałem w jej kasztanowe oczy. Zrozumiała mnie. Kazała mi wyjść, sama została z dyrektorem. Szybko wróciła z moją komórką w ręku. Podała mi ją i odeszła, a ja jak idiota stałem i patrzyłem za nią. Otrząsnąłem się i zadzwoniłem do Crisa. Odebrał po kilku dzwonkach.
- Yolo kolego - zaśmiał się.
- Cris, gdzie jesteś?
- Jeszcze w Paryżu, a co?
- Przyjedź szybko, ale najpierw wpadnij do jubilera i kup dwa najpiękniejsze naszyjniki. Tylko jeden niech będzie taki w ciul wypasiony, jasne?
- Dobra, ale... - rozłączyłem się. Nie miałem za dużo czasu. Szybki telefon do drugiej osoby. Tym razem musiałem zadzwonić 3 razy.
- Co jest? - usłyszałem znajomy głos i odetchnąłem z ulgą.
- Hej przyjacielu - cisza. - Jesteś tam?
- Tak... Nie spodziewałem się ciebie...
- Ja też nie mogę uwierzyć, że do ciebie dzwonię... Potrzebuję pomocy.
- No mów.
- Czy dasz radę namówić kilku chłopaków do przyjazdu do Paryża?
- Do Paryża? Stary, oni nie chcą dupy ruszyć do Madrytu, a ty mi tu z Paryżem wyskakujesz.
- Pique! To bardzo ważna sprawa...
- Kto konkretnie miałby przyjechać? - spytał ze znużeniem w głosie. Zadowolony z sukcesu kontynuowałem rozmowę.
- Najlepiej Leo, Neymar... Może Luis i Andres.
- Wiesz, że będzie ciężko?
- Liczę na ciebie. Najlepiej, gdyby przyjechali na 6 grudnia.
- Ale to przecież za tydzień...
- Poradzisz sobie.
- Dobra postaram się - podałem mu adres i poszedłem oddać telefon.
- Co, ciężko było dać mi go na 5 minut? - powiedziałem wychodząc. Szybko pobiegłem na zajęcia. Wyjątkowo siedziałem daleko od Lucy, która dalej miała ślady po płaczu. Zrobiło mi się jej tak żal...
Ale czy ja dałem jej jakąkolwiek nadzieję? Jakieś znaki? Na zajęciach opowiadał o sobie Marco, który przez narkotyki zapadł w śpiączkę i Hugo, który przez alkohol postanowił demolować miejsca publiczne. Myślałem, że zasnę. Gdy tylko Victoria poinformowała nas o zakończeniu sesji, poszedłem do siebie i czekałem na Crisa, któremu chyba się nie spieszyło. Zmęczony dniem, położyłem się spać.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Spojrzałem na zegarek, spałem może 2 godziny. "Wlazł" krzyknąłem, po chwili zobaczyłem gębę przyjaciela.
- Kurwa chyba ci się nie spieszyło - ochrzaniłem go.
- Też się cieszę, że cię widzę przyjacielu - usiadł na fotelu.
- Masz?
- No pewnie, tylko musisz mi sporo kasy oddać - uśmiechnął się.
- No faktycznie, jakby ten zakup miał cię doprowadzić do bankructwa - podał mi pudełka. W jednym bardzo ładny złoty naszyjnik z zawieszką, taki normalny. Drugi zapierał dech w piersiach. Złoto połączone z diamentami i kilka innych kamieni.
- To wszystko tylko 57 tysiaków.
- Mało... - dla nich byłem gotowy stracić całą kasę. - Cris, czy nie uważasz, że w klubie jesteśmy traktowani jak roboty? - odłożyłem pudełka do szafki i spytałem go prosto z mostu.
- Może czasami... A co?
- Nic nic... - pogadaliśmy chwilę, Ronaldo pojechał do hotelu, ja się wykąpałem i położyłem się do łóżka. "Żeby tylko Pique nie spieprzył wszystkiego" - powtarzałem sobie w głowie. Szybko zasnąłem ciągle wyobrażając sobie najbliższy dzień.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


    










Bum! Z góry przepraszam za kiepski rozdział :/ Miał być trochę inny, ale miałam tyle zamieszania, że wszystkie pomysły wyfrunęły mi z głowy. Niestety wolne szybko się skończyło, więc nie obiecuję, że wyrobię się do środy. Właściwie mogę jedynie obiecać, że następny rozdział pojawi się do niedzieli. Tak więc jeszcze raz przepraszam, obiecuję, że następny będzie leszy :) Niedługo pojawi się ankieta o nowym blogu, więc uważnie przeglądajcie bloga :D

9 komentarzy:

  1. o ch*j jasny :o biedna Lucy... Oby prezent na Mikołajki od Sergio poskutkował i żeby traktowali się jak rodzeństwo <3
    czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne. Super akcje, czekam na nexta! <3 ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. super, przynajmniej nie jest cały o Realu. Może skończy się tak, że Sergio przejdzie do Barcy? :D Czekam na nast.! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Co Ty narzekasz?! :D
    Świetny jest! <3
    Trochę się pokomplikowało ;/ Ale będzie dobrze! (mam nadzieję xd)
    Czekam na następny! ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedna Lucy, a Romosik taki kochany! Mam nadzieję, że Pique da radę i sprowadzi piłkarzy Barcelony do Paryża. Czekam na następny! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże, najlepszy!
    Czytałam to z takim skupieniem, że o lujuuuu !
    Gratuluje! Wspaniale piszesz! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. super rozdział jestem ciekawa co wymyśli Sergio :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Biedna Lucy :/ Ale szczerze wolałabym żeby to ona z nim była a nie Viki :)

    OdpowiedzUsuń