poniedziałek, 30 marca 2015

Rozdział 16

                Zacznijmy doceniać co mamy. Nigdy nie wiemy, kiedy możemy stracić najważniejszą osobę w życiu. Ja właśnie do takich wniosków doszedłem, gdy obudziłem się w raju. Dosłownie.
W swoim pierwszym odruchu zacząłem rozglądać się za Victorią. Prawo, lewo... Nigdzie jej nie było. Wszystko zaczęło układać się w jedną całość. Spojrzałem na swój nagi tors, na którym nie było nawet śladu po bójce z mężem mojej ukochanej. Lekko oszołomiony zacząłem swój spacer. Stąpałem bosymi stopami po miękkiej, zielonej trawie. Wspaniałe uczucie. Niebo było błękitne, ptaki śpiewały, drzewa kołysały się pod wpływem delikatnych podmuchów wiatru. To miejsce było piękne i zarazem straszne. Niby idealny świat, a jednak ta idealność była przytłaczająca. Męczyła moją psychikę. Po kilkugodzinnym spacerze, zmęczony poszukiwaniami, usiadłem pod jabłonią. Jej cień osłaniał mnie przed palącym słońcem. Nawet nie wiem kiedy zamknąłem oczy, a potem odpłynąłem.
Kiedy otworzyłem oczy, o dziwo nie zrobiło się ciemno. Może słońce delikatniej głaskało moją skórę, ale dalej był dzień. Wokół jabłoni unosił się zapach perfum Victorii. Czy to już obsesja? A może jakieś zwidy? A jeśli moja ukochana tędy przechodziła? Tyle pytań i żadnej odpowiedzi.
Postanowiłem kontynuować poszukiwania. Wiedziałem, że jestem na straconej pozycji, nie znałem tych terenów. Mogłem kręcić się w kółko i o tym nie wiedzieć. Mijały kolejne godziny. Miałem wszystkiego dość. Upadłem na kolana i spojrzałem ze łzami w oczach w niebo.
- Boże gdzie ja jestem?! - załkałem. - Błagam zabierz mnie stąd, albo daj mi to, po co przyszedłem!
- Cierpliwości synu, cierpliwości - usłyszałem łagodny kobiecy głos. Jakoś od razu mnie uspokoił. Wytarłem dłonią łzy i kontynuowałem dialog z nieznajomą.
- Kim jesteś?
- Jestem boginią Zaświatów Sergio - no pięknie, jeszcze mnie znała.
- Jakich Zaświatów?! Ja chcę być z powrotem na ziemi! Razem z moją ukochaną!
- Ona też tutaj jest - otworzyłem szeroko oczy. A więc nie wydawało mi się... Moje przeczucie się sprawdziło!
- Powiedz mi gdzie!
- Tego musisz się sam domyśleć. Ona jest w ważnym miejscu dla was obojga. Czeka na ciebie, ale jest w potwornym stanie. Czas tyka.
- To mam być cierpliwy, czy się spieszyć?!
- Cierpliwość nie oznacza spowolnienia. Cierpliwość ma za zadanie uspokojenie umysłu. A teraz biegnij po swoją boginię...
- Czekaj! Czym są Zaświaty!?
- Etapem pomiędzy życiem a śmiercią Sergio. Miejscem pięknym, ale zgubnym. Macie szanse wrócić do normalnego życia. Dostajecie ode mnie ten podarunek. Ale jeżeli go zmarnujecie, wasze ciała pozostaną żywe na ziemi, a dusze będą się błąkać po moim raju, aż was wykończą i psychicznie i fizycznie. W końcu umrzecie i traficie tam, gdzie wasze miejsce - jej głos był niby łagodny, ale władczy, taki, jaki nie znosił sprzeciwu.
- Dziękuję. Na pewno wykorzystamy tą szansę - co innego miałem powiedzieć? Te słowa jako pierwsze narzuciły mi się na język.
- Żegnaj Sergio Ramosie. Pamiętaj o podejmowaniu słusznych decyzji.
Przez krótką chwilę zastanawiałem się nad znaczeniem słów "bogini". Chodziło jej o decyzje w Zaświatach? A może o nasze ludzkie życie? W głowie nagle mi pojaśniało. Pewny każdego swojego ruchu wstałem i zacząłem biec prosto przed siebie. Biegłem przez kilka godzin po rajskich łąkach, aż dotarłem do celu. Wydawało mi się, że mam deja vu... Dosłownie. Przede mną stał nasz ośrodek. Nasz ukochany ośrodek, w którym się poznaliśmy. No tak... Dlaczego ja na to nie wpadłem? Ostatkami sił wbiegłem do środka przypominając sobie słowa bogini. Przeszukiwałem wszystkie pokoje, sale wykładowe, ale nigdzie jej nie było.
- Victoria! - zacząłem krzyczeć. Wydawało mi się, że słyszę jakiś cichy, stłumiony jęk i starałem się podążyć za nim. Nogi kierowały mnie do ostatniej sali. Do sali, w której nigdy w sumie nie byłem. Otworzyłem drzwi i przeszedł mnie potworny dreszcz. Tą salą była sypialnia dla pracowników. Na środku stało ogromne łóżko. Zdecydowanie stamtąd wydobywały się te jęki. Podszedłem bliżej i błyskawicznym ruchem podniosłem kołdrę. Czemu mnie ten widok nie zdziwił?
- Kim ty jesteś?! - krzyknęła moja ukochana. U jej boku leżał jej mąż... To tak bolało...
- Victoria, skarbie to ja Sergio - tak bardzo chciałem ją przytulić...
- Weź spieprzaj! Nie znam cię! - spojrzałem na jej męża. Miał zadowoloną minę, co było odpowiedzią na pytanie, które właśnie chciałem zadać.
- Chyba musicie sobie coś wyjaśnić - zaśmiał się szyderczo i wyszedł z pokoju.
- Victoria - usiadłem obok niej. -  Naprawdę mnie nie pamiętasz? Pomagałaś mi tutaj. Pomagałaś mi, kiedy ja wolałem pić!
- Naprawdę cię nie znam... Nie mam szczególnej pamięci do swoich pacjentów, przykro mi...
"Pamiętaj o podejmowaniu słusznych decyzji Sergio. Przekonaj ją."
- Jesteś szczęśliwa ze swoim mężem?
- Co za pytanie! Oczywiście, że tak!
- Ale to zniknie - pogłaskałem ją po policzku. - On cię zdradzi, zostawi...
- Nigdy!
- Uwierz mi - spojrzałem jej w oczy. - Zrób to dla nas...
- Mąż mnie kocha, nie zostawię go.
- A co z Davidem?
- Kim?
- Waszym synem... Na ziemi on na nas czeka. Przekonałaś mnie do swojego syna, pamiętasz?
- Ja nie mam syna. Coś musiało ci się pomylić.
- Czy nie wydaje ci się, że to wszystko jest za piękne? Takie... idealne?
- Chyba o to chodzi w życiu, prawda?
- Nie zawsze. Czasami musimy doznać bólu, aby być szczęśliwym. Twój mąż mnie poznał. Konkurujemy ze sobą na ziemi o najwspanialszą kobietę jaką Bóg stworzył. O ciebie. I on jest przekonany, że nie wrócisz tam ze mną...
- Przecież my jesteśmy na ziemi, ty bredzisz - zaśmiała się.
- Jesteśmy w Zaświatach kochanie. Pamiętasz co się działo zanim tu trafiliśmy? Twój mężulek zadźgał i ciebie i mnie nożem. Ale mogę mu to wybaczyć.
- Nie wiem co brałeś, ale uzależnienie od narkotyków jest w sali obok - znowu się zaśmiała. Starałem się utrzymać minę jak najbardziej poważną. Ostatnia szansa. Jeżeli mi choć odrobinę ufa, pozwoli mi na decydujący gest.
Przybliżyłem swoją twarz do jej twarzy. Dzieliło nas zaledwie kilka centymetrów. Czułem już jej słodki oddech na moich ustach. Byłem w połowie sukcesu. Teraz tylko jeden ruch...
Nasze usta złączyły się w szalonym pocałunku. Ja pragnąłem jej, ona mnie. Wszystko układało się znakomicie. Do pokoju wrócił jej mąż, przerażony zaistniałą sytuacją. Patrzyłem na niego rozbawionym wzrokiem. Po chwili w pełni oddałem się uczuciu. Świat wokół nas zaczął wirować i nie wiem skąd znalazłem się w szpitalnej izbie przyjęć.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------























Wedle waszego życzenia, nie uśmierciłam ich :) Jeżeli obrazy z rozdziału wydają się wam znajome... To bardzo dobrze :) Ten rozdział miał odrobinę przypominać fragmenty z Domu Nocy i miał wam pokazać prawdziwe wartości :)
Wszystkiego najlepszego Sergio <3


niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 15

                  Tak bardzo chciałem tam wbiec. Naprawdę. Ale coś mnie trzymało przed drzwiami. Nie pozwalało mi wejść do środka. Tak, jakby los pragnął, aby ta sytuacja sama się wyjaśniła. Walczyłem ze swoim sercem i rozumem. Pierwsze podpowiadało: "Walcz". Drugie mówiło: "Spieprzaj i to prędko". Ale ja jestem Sergio Ramos. Nigdy się nie poddaję. Wziąłem głęboki oddech i gdy usłyszałem kolejny stłumiony krzyk Victorii, już bez wahania wyważyłem drzwi. W domu unosił się odór alkoholu, papierosów i potu. Okropność. Po chwili do tych zapachów dotarł smród bólu i strachu. Właściwie od mojego wtargnięcia do tego domu... Zrobiło się strasznie cicho. Aż za cicho.
Ostrożnie rozglądałem się po kątach, czekając na najgorsze. Nagle nie wiadomo skąd koło moich nóg znalazł się David. Był cały we krwi. Spojrzałem na niego przerażonym wzrokiem i pomału kucnąłem obok niego. Nie płakał. Przynajmniej nie w tamtym momencie.
- David - szepnąłem do niego. - Co się stało?
- Tata się trochę zdenerwował. Ale spokojnie, wszystko dobrze - te słowa wywołały u mnie dreszcze.
- To dobrze... David, wyjdź na dwór i zadzwoń na policję - podałem mu komórkę.
- Ale nie jest potrzebna...
- David, to taka moja mała prośba - uśmiechnąłem się sztucznie. Niechętnie wyszedł z mieszkania. Wstałem i wytarłem brudne od krwi ręce i koszulkę. Dom nie był taki duży, ale chwilę zajęło mi obejście połowy. Na podłodze było pełno śladów krwi. Wyobrażałem sobie najgorsze.
Moje przypuszczenia były słuszne. Gdy uchyliłem drzwi od sypialni, zobaczyłem ciało Victorii oparte o łóżko. Nie ruszała się. Szybko podbiegłem do niej. Była zimna, ale oddychała.
- Victoria kochanie - łzy spływały mi po policzkach. Dotknąłem jej sinych warg. - Skarbie proszę obudź się. Proszę.. - szepnąłem.
- Nie licz na to - usłyszałem chropowaty, spity głos mojego rywala. Zacisnąłem powieki i delikatnie pocałowałem dłoń mojej księżniczki. Z miną buntownika podniosłem się i spojrzałem prosto na byłego Victorii.
- Dlaczego?
- Na mazgaj się śmieciu - zaśmiał się. W ręce trzymał nóż. No tak... Byłem na straconej pozycji. Modliłem się, żeby David zadzwonił po policję. Wtedy wystarczyło tylko się bronić. Ale jeżeli tego nie zrobił... Moja śmierć była prawie pewna. Otarłem spływające po polikach łzy i pewnie stanąłem na wprost mojego rywala.
- Nie jestem śmieciem - warknąłem. - Dlaczego to zrobiłeś?
- Powiedzmy, że nie lubię puszczalskich szmat - zaśmiał się szyderczo.
- Victoria nigdy nie była, nie jest i nie będzie puszczalską szmatą - zmroziłem go wzrokiem. Gra na czas...
- No popatrz, a z tobą się pieprzyła w Paryżu - zaczął bawić się nożem.
- Ale to było zanim się dowiedziałem, że ma męża! - krzyknąłem.
- To akurat nie ma znaczenia - zrobił krok w moim kierunku. - Mam taką ochotę... Zabić cię - wiedziałem, że to będzie koniec. Ostatnie spojrzenie na Victorię... Była taka bezradna.
- Zadzwoń chociaż po karetkę - nie hamowałem łez. - Ją da się jeszcze uratować!
- Takie suki powinny spalić się w piekle - nie wytrzymałem. Jak zginąć, to z honorem. Rzuciłem się na niego, co trochę go zaskoczyło. Uderzyłem w niego cały ciałem. Przewrócił się, ale to był tylko chwilowy sukces. Szybko się podniósł. W jego oczach skumulowała się taka złość... Zaczął cisnąć nożem w moim kierunku. Cały czas odskakiwałem. Chwyciłem broń i uderzyłem go. Krzyknął, ale nie poddawał się. Coś... Ktoś... Jęknął za moimi plecami... VICTORIA! Odwróciłem się w jej kierunku i na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech, kiedy zobaczyłem, że żyje. Oddycha i jest przytomna. Miała pusty wzrok... Patrzyła się w nicość. Mój odwrót był błędem. Poczułem nagle dziwne ukłucie.Spojrzałem na swoją koszulkę. Czerwona plama krwi z każdą sekundą powiększała się. Świat zaczął wirować, upadłem na kolana. Może to stereotypowe, ale naprawdę zobaczyłem światło... Ale starałem się z całych sił wrócić do świata żywych. Nie dla siebie. Dla Victorii. Musiałem jej pomóc. I dla mojej siostrzyczki... Pragnąłem być na jej ślubie. Jak ja za nimi wszystkimi tęskniłem... Zanim upadłem na podłogę, spojrzałem ukochanej w oczy. Tym jednym spojrzeniem chciałem tak wiele jej przekazać... Że ją kocham, że jest tą jedyną, że nigdy jej nie opuszczę... Chyba zrozumiała to. Chwyciła moją dłoń i zamknęła oczy. Zrobiłem to samo. Tylka ja i ona. Nic wokół nas. Tylko nasze zimne, na wpół martwe ciała.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


















Sorki, że tyle czekaliście i że taki krótki rozdział... Ale przed egzaminami strasznie nas męczą :/ Mam nadzieję, że ten rozdział przypadł wam do gustu mimo... mrocznego charakteru :D

sobota, 14 marca 2015

Rozdział 14

                To nie powinno było się wydarzyć. Zdecydowanie. Seks pod wpływem emocji nie jest oznaką miłości. Wręcz przeciwnie. Niepewnie przewróciłem się na drugi bok. Powoli otworzyłem jedno oko. Potrzebowałem chwili, żeby wyostrzyć obraz. Dla pewności dotknąłem miejsca obok mnie. Pusto. Ze zdegustowaniem jęknąłem cicho. Na co liczyłem? Że po tym wszystkim wróci do mnie? Byłem naiwniakiem. Spokojnie wstałem z łóżka i poszedłem po ciuchy. Wszedłem do łazienki, o dziwo całej zaparowanej. No tak, Victoria pewnie wzięła prysznic i zwiała do męża...
Wszedłem do brodzika i puściłem gorącą wodę. Było pięknie do czasu, gdy krople wody dotknęły moich pleców. Odruchowo przełączyłem wodę na zimną. Gdy skończyłem brać prysznic, podszedłem do lustra tak, aby widzieć swoje plecy. Wow. Nic ciekawego z wyjątkiem kilkunastu zadrapań prawie do krwi. Mimo iż pod wpływem emocji, to jednak dobry seks. Ubrałem stare dresy i zszedłem do kuchni. W połowie schodów stanąłem jak wryty. Jak mogłem wcześniej nie słyszeć grającego radia? Przy blacie kuchennym jakby nigdy nic tańczyła sobie moja brunetka. Z niegrzecznym uśmiechem usiadłem na krześle i patrzyłem na jej kocie ruchy. Ubrana była w moją białą koszulę i bieliznę. Kiedy poruszała swoimi biodrami w rytm muzyki, czułem, jak robi mi się gorąco. Mimo iż miała 38 lat... jej ciało wyglądało znakomicie. Piosenka powoli kończyła się. Victoria wykonała nagły odwrót i o mały włos nie upuściła miski z "czymś" na mój widok.
- Długo tu siedzisz? - spytała przestraszonym głosem.
- Wystarczająco długo - kiwnąłem delikatnie głową. - Ale spokojnie, to może być nasza mała tajemnica - uśmiechnąłem się szeroko.
- Tak będzie najlepiej.
- Co tam pichcisz?
- Naleśniki - powiedziała dumnie. Podszedłem do niej i mocno przytuliłem ją. Odstawiła miskę i wsunęła ręce pod moją koszulkę. Syknąłem z bólu. Szybko wycofała się. - Co się stało?
- Nic takiego...
- Sergio - zmroziła mnie wzrokiem. Zdjąłem koszulkę pokazując Victorii jej dzieło.
- Pięknie malujesz, ale chyba wolałbym następnym razem nie być twoim płótnem - zaśmiałem się i próbowałem z powrotem założyć koszulkę. Przeszkodził mi mój anioł, który wyrzucił ją daleko w kąt. Podeszła do mnie i spojrzała mi prosto w oczy. Jako, że była dość niską osobą, nie musiała nawet kucać do swoich następnych czynności. Delikatnie musnęła swoimi wargami miejsce tuż nad klatką piersiową. Zjeżdżała z pocałunkami coraz niżej. Odpływałem. Językiem rysowała linie moich mięśni. Było mi tak dobrze...
Szybko się ocknąłem. Przed chwilą myślałem, że kobieta zostawiła mnie, a teraz... Na pewno byłoby przyjemnie, ale nie chciałem z niej robić swojej dziwki. Takie rzeczy... Tak, zdecydowanie należały do obowiązków prostytutek. Powoli odsunąłem się od niej myśląc, jak fajnie mogłaby rozwinąć się ta akcja. Victoria spojrzała na mnie głodnym i zdziwionym wzrokiem.
- Nie mogę - odpowiedziałem jej, zanim zadała to pytanie.
- Nie chcesz...
- To nie tak. Cała ta wczorajsza akcja... To było pod wpływem emocji, przepraszam. Nie powinienem był tak reagować. Mogłem pozwolić ci odejść.
- To dla ciebie nic nie znaczyło?!
- Jasne, że znaczyło... Ale...
- Nie ma kurwa żadnego ale Sergio. Albo chcesz być ze mną albo nie. Wybieraj.
- Ale tak teraz? - zdziwiło mnie jej podejście.
- Nie kurwa za rok.
- Nie potrafię myśleć pod presją. Przez ostatnie dni nie chciałem ciebie w ogóle widzieć, a co dopiero przespać się z tobą. To nie jest takie łatwe.
- Nie chcesz... - pobiegła do sypialni. Próbowałem ją złapać, ale wyrwała się. Weź tu zrozum kobiety... Chcesz z nimi porozmawiać, a one foszą się i wychodzą. Świetnie.
Po chwili Victoria wróciła już w swoim ubraniu. Bez słowa założyła buty i wyszła z domu. Masakra. Miałem ją oszukać? Skarbie oczywiście, że po tym wszystkim będę z tobą. Nieważne, że przespałaś się ze swoim byłym. Nieważne, że cię zgwałcił.
Potrzebowaliśmy czasu, żeby naprawić relacje między nami. Dużo czasu. Jaką miałem mieć pewność, że któregoś pięknego dnia, Victoria nie poszłaby sobie do mężulka, bo ja bym jej się znudził? Oboje mieliśmy niemiłą przeszłość. Powinniśmy byli się wspierać. Przez długi czas zastanawiałem się, czy to ja popełniłem błąd i zdziadziałem, czy to Victoria starała się wyluzować...
Jedno było pewne, kochałem ją i chciałem z nią być. Ale nie wtedy. W tamtej chwili potrzebowałem przyjaciela. Przyjaciela... Szybko wybrałem numer do Crisa i poprosiłem go o przyjazd. "Przyjaciel" to nie jest odpowiednie określenie pasujące do Portugalczyka. Niechętnie, ale zgodził się na odwiedziny. Szybko ogarnąłem mieszkanie, na stoliku postawiłem jakieś ciastka. Przy okazji podjadłem zrobione wcześniej naleśniki. Po godzinie usłyszałem wyraźny pisk opon pod swoim domem. Nic się nie zmieniło, dalej jeździł jak wariat. Otworzyłem mu drzwi akurat w tym momencie, kiedy chciał zapukać.
- Siema Sergio - przybił mi piątkę. - Słuchaj, mam mało czasu, ale wpadłem jak to do kumpla. Opowiadaj - usiadł sobie na kanapie. Zrobiłem to samo.
- Mam drobne kłopoty sercowe.
- Z tą... Czekaj... Lucy?
- Ten problem rozwiązałem - na wspomnienie mojej małej siostrzyczki, poczułem jak rośnie mi gula w gardle. Mijał kolejny tydzień, a dzieciaki nie odzywały się.
- O, w takim razie jest ktoś nowy - szybko zaintrygował się moją sytuacją.
- Tak, to moja opiekunka z odwyku. Krótko mówiąc: jest piękna, mądra, kochana...
- Zapewne świetnie całuje i nie tylko. Do rzeczy.
- Ma synka Davida. 
- No to gorsza sytuacja.
- Nie do końca. Bardzo polubiłem chłopaka. Gorzej z jej byłym mężem.
- To znaczy?
- Skurwiel jest o nią tak zazdrosny, że podczas wigilii podał jej jakąś pigułkę i zgwałcił. On jest porąbany. Nie wiem, czy brnąć w to dalej...
- Jeżeli ją kochasz, to powinieneś ją ochronić - powiedział i szybko wziął sobie ciastko.
- Kocham ją, ale... Victoria jest ode mnie starsza. Bardziej doświadczona. Ale... Udaje kogoś innego, żeby się odmłodzić. A ja wolę ją w tej dorodniejszej wersji.
- No dobra, ale w czym problem?
- Powinienem zaryzykować?
- Posłuchaj głosu serca - wziął jeszcze jedno ciastko i wstał. - Ja muszę lecieć do Sandry.
- Nowa dziewczyna?
- Pocieszycielka - zaśmiał się i wyszedł. "Posłuchaj głosu serca"... Moje serce mówiło jedno. Walcz. Nie panując nad swoimi odruchami, przebrałem się w rzeczy wyjściowe. Zabrałem kluczyki od samochodu ze stołu i pojechałem pod jedyny adres, który miałem teraz w głowie.
Kiedy zaparkowałem pod malutkim domkiem, moja pewność siebie natychmiast minęła. Znowu czułem się biednym, poszkodowanym przez życie chłopcem. Wysiadłem z samochodu i poszedłem pod drzwi. Zamknąłem oczy i wziąłem kilka głębokich oddechów. A właściwie próbowałem. Z chwilowego spokoju wyrwał mnie płacz dziecka i przeraźliwy krzyk. Krzyk, który zapamiętam do końca życia. Victoria potrzebowała pomocy. Nie zaraz. Teraz.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
                                            





 Jak wrażenia po 14? Ile osób myślało, że wszystko będzie okej? A tu nici. Tak jak w prawdziwym życiu. Przeszłość zawsze będzie się za nami ciągneła, pamiętajcie ;)



sobota, 7 marca 2015

Rozdział 13

              Dlaczego to tak boli? Dlaczego osoby, na którym nam najbardziej zależy tak łatwo potrafią skruszyć nasze serce? Siedziałem na kanapie, w ręce trzymałem puszkę z piwem. Bezalkoholowym. Sandro dalej nie dał sobie wmówić konieczności wyjazdu. Dlaczego on tak się upierał? Szybko dołączyły do mnie dzieciaki. Mimo ostatnich zdarzeń, Lucy dobrze się trzymała. Zdecydowanie lepiej niż ja.
- Lu, może zmienisz zdanie? - nalegałem.
- Nie zostawię cię samego.
- Nie będę sam. Mam Crisa, Ikera i... - tak, to byli wszyscy. Właściwie nawet oni nie byli dla mnie prawdziwymi przyjaciółmi.
- Potrzebujesz w domu kobiecej ręki - poklepała mnie po ramieniu.
- Poradzę sobie. Lucy błagam, wyjedźcie do Barcelony. Chociaż na kilka dni. Dobrze nam to zrobi - spojrzałem jej prosto w oczy. Widziałem, że pęka.
- Może to dobry pomysł... - odwróciła się w stronę Sandro.
- Jedno słowo i za chwilę możemy wyjeżdżać - odparł pewnie. Przez chwilę siedziała ze spuszczoną głową, nie wiedząc co zrobić. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
- Chodźmy się spakować - wyłkała. Mój mały sukces. Naprawdę? Chciałem, żeby odpoczęła, ale myśl, że nie będzie jej obok mnie... Bolała. Znałem ją jakieś 3 miesiące, a nie potrafiłem bez niej żyć. Opuściłem głowę i pozwoliłem im odejść. Dwa rozstania w tak krótkim czasie? Nawet najtwardszy facet nie poradziłby sobie z tym. 
Spakowanie się nie zajęło im długo. Już po godzinie Sandro wyniósł ich walizki do samochodu. Pożegnanie było najgorsze. Oparłem się o framugę i w ciszy patrzyłem, jak wychodzą z domu. Lucy szybko się wróciła i rzuciła mi się na szyję.
- Nie potrafię Sergio - szepnęła.
- Potrafisz. Jesteś silną babką.
- Poradzisz sobie?
- Mam taką nadzieję - uśmiechnąłem się do niej i spojrzałem na Sandro. Puściłem Lucy, pocałowałem ją w czubek głowy. Sandro natychmiast podszedł do mnie. Zdążyłem dzieciaka polubić. Jego mina nie mówiła kompletnie nic. Wiedział, że to słuszna decyzja.
- Zaopiekuję się nią.
- No ja mam nadzieję. Niech jej choćby włos z głowy spadnie - pogroziłem mu palcem.
- Wtedy będziesz mógł mnie zabić. Zastanowiłeś się, co zrobić z Victorią?
- To chyba nie twoja sprawa Sandro - zmierzyłem go.
- Twoje problemy to problemy Lucy. Problemy Lucy, to moje problemy.
- Mam nadzieję, że nigdy więcej jej nie zobaczę.
Tak, to były moje ostatnie słowa. Katalończyk tylko kiwnął głową. Podałem mu rękę i szybko się wycofałem. Ze łzami w oczach patrzyłem na smutek, jaki malował się na twarzy mojej siostrzyczki.
Tak bardzo nie chciałem jej tego robić... Ale musiałem. Lucy nie powinna była się mieszać w moje sprawy. Uważam, że to była słuszna decyzja.
Następne dni były takie same. Budziłem się, jadłem jajecznicę i chodziłem biegać. Ujemna temperatura nie działała na mnie. Każdego dnia pokonywałem co raz dłuższe dystanse. Kiedy wracałem po kilku godzinach, nie miałem siły na nic. Ani na jedzenie, ani na spotkania. Chciałem być sam. Prawie mi się to udało.
Po jakimś tygodniu, ni stąd ni zowąd ktoś zaczął pukać do moich drzwi. Niechętnie odszedłem od telewizora, żeby (jak się teraz okazało) podjąć ważną decyzję. Najważniejszą w życiu. Otworzyłem drzwi.
- Czego tu jeszcze chcesz? - warknąłem. Nawet nie wiem dlaczego. Odruch?
- Tylko chcę ci to pokazać. Nic więcej. Przeczytasz to i znikam - podała mi jakąś kartkę. Rzuciły mi  się w oczy jakieś tabelki i niezrozumiałe oznaczenia.
- Wybacz, ale nie znam bełkotu lekarskiego - oddałem jej kartkę, ale nie przyjęła jej.
- Tu masz dowód, że nie zdradziłam cię z własnej woli - odparła stanowczo. Spojrzałem ponownie na "dowód".
- A co dokładnie tu jest napisane?
- Między innymi to, że w moim organizmie wykryto śladowe ilości jakiejś substancji, którą znamy pod nazwą Pigułki gwałtu - wyrwała mi kartkę i odeszła. Mogłem na to pozwolić. Mieć dowód i mieć święty spokój. Ale za bardzo mi na niej zależało.
- Victoria! - krzyknąłem i pobiegłem za brunetką. Gdy ją chwyciłem za ręce, szarpała się. Nie mogłem pozwolić, by ktoś nas zobaczył. Mimo jej stłumionych krzyków, ponownie wciągnąłem ją do domu i zaniosłem do salonu.
- Co ty kurwa robisz!? - krzyknęła, gdy zamknąłem drzwi na klucz.
- Chcę spokojnie porozmawiać.
- Teraz?! Ile razy w myślach wyzwałeś mnie od szmat, dziwek czy suk?
- Nigdy! Za bardzo cię kocham! - krzyknąłem. Po chwili dotarły do mnie moje słowa.
- Nie potrafiłeś mi nawet zaufać Sergio - powiedziała ze łzami w oczach.
- Dziwisz się? Przyszłaś do mnie pijana i mówiłaś, że mnie zdradziłaś. Potrafiłabyś mi zaufać, gdybym ja tak zrobił? Wybaczyłabyś mi? - cisza. Oczywiście, że nie. Jak facet cię zdradzi, to jeden wielki sukinsyn. Ale jak kobieta zdradza, to tylko chwila słabości. Żenada.
- Starałabym się wybaczyć ci - powiedziała cicho. Zaskoczyła mnie. Za to ją kochałem. Brakowało mi jej. Jej zapachu, dotyku, smaku... Żądza dotknięcia jej była silniejsza. Przysunąłem się do niej i chwyciłem delikatnie za podbródek. Po chwili niepewności zrobiłem pierwszy krok. Zbliżyłem swoje usta do jej ust. Czułem jej oddech na mojej twarzy. Przymknęła oczy. Nasze wargi połączyły się. Tak bardzo za tym tęskniłem. Nasze języki połączyły się w dziwnym, ale za to bardzo przyjemnym tańcu. Niepewnym ruchem zdjąłem jej koszulkę. Trzymając ją za pośladki, podniosłem ją, nie przerywając pocałunku. Kierunek - sypialnia. Bałem się tego, ale na chwilę, dla zaczerpnięcia tchu oderwałem swoje usta od jej ust. Nie zaprzeczała, ba, sama zaczęła mnie  rozbierać. Gdy byliśmy prawie nadzy, spojrzałem na nią przytomnym wzrokiem. Miała zamknięte oczy, każdy mój dotyk odbierała z podwójną siłą. Delikatnie przejechałem palcem po jej nabrzmiałych wargach. Tego mi właśnie było trzeba. Kochałem jej dojrzałość. Kochałem jej doświadczenie. Wiedziałem, że mogę posunąć się do takich rzeczy, które 20-latka nie zniosłaby. Chwyciła mnie za kark, ale byłem nieugięty. To ja byłem dominantem. Używając siły, przeniosłem jej ręce ponad głowę. Była tylko moja. Tamten wieczór zapamiętam do końca życia. Najcudowniejsze przeżycie na świecie.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------











Przepraszam za długą nieobecność, ale miałam dużo problemów. Zarówno sercowych jak i naukowych... Mam nadzieję, że poukładałam sobie teraz na tyle życie, żeby przynajmniej raz w tygodniu napisać rozdział. Jak wrażenia?