środa, 11 lutego 2015

Rozdział 9

                 Czekałem zniecierpliwiony na Lucy. Ile mogą się pakować kobiety?! Kolejne minuty mijały, a nasz taksówkarz zaczynał się denerwować.
- Jeszcze chwilę. Obiecuję, że jak nie przyjdzie za pięć minut, osobiście ją przyciągnę.
- Pięć minut i odjeżdżam - zadeklarował i oparł głowę o szybę. Wbiegłem szybko do ośrodka. Skierowałem się ku pokojowi Lucy. Waliłem w drzwi, ale nikt mi nie otwierał. Zdegustowany poszedłem do sali odwykowej. Stała tam. Już miałem na nią nawrzeszczeć, gdy coś ukłuło mnie w serce. Ona nie robiła mi na złość. Żegnała się ze wszystkimi pacjentami. Dopiero w tamtej chwili uświadomiłem sobie, że są to jej pierwsze święta poza domem rodzinnym i tym drugim - ośrodkiem. Gdyby nie moja propozycja, pewnie do końca roku siedziałaby w swoim pokoju wychodząc jedynie na śniadanie. Chociaż to też nie było pewne...
- Lucy... - zacząłem. Naprawdę nie chciałem przeszkadzać jej w tamtym momencie, ale musieliśmy się spieszyć na samolot.
- Już idę - załkała. Dopiero w tamtej chwili zobaczyłem spływające po jej poliku łzy. Kiedy skończyła pożegnanie, podeszła do mnie i mocno wtuliła się. Wziąłem jej walizki i wyszliśmy na dwór. Biały krajobraz wyglądał pięknie. Zwłaszcza na tym odludziu. Oczywiście taksówka nam uciekła, więc musieliśmy czekać na drugą. Po kilku minutach pod ośrodek podjechało czarne BMW. Z samochodu wyszedł wysoki brunet, koło czterdziestki, nawet przystojny. Moje pięści automatycznie się zacisnęły.
- Cholera! - usłyszałem za sobą głos mojego anioła. Szybko odwróciłem się. Victoria stała bezsilna. Jej walizki spadły pod schodach i cała ich zawartość leżała teraz wszędzie tylko nie tam, gdzie ich miejsce. David biegał po całym podwórku ciesząc się ze zbliżających się świąt. Śpiewał kolędy i jakieś nieznane mi piosenki. Szybko pobiegłem do brunetki i pomogłem jej zbierać rzeczy.
- To Jack, prawda? - spytałem, choć odpowiedź była mi znana.
- Niestety - posmutniała. Kiedy zebraliśmy wszystko, zaniosłem walizki do samochodu jej byłego męża. Właściwie... Do obecnego męża... Nasza taksówka zdążyła już podjechać, Lucy siedziała w środku. Jack zapakował Davida do samochodu, a ja pożegnałem się z Victorią. Powoli przysunąłem się do niej i pocałowałem ją w policzek. Do ręki włożyłem jej małą karteczkę. Chciała ją otworzyć, ale tylko pokiwałem głową i szepnąłem: "Zajrzyj, jak będziesz miała jakiś problem." Niechętnie odeszliśmy od siebie. Każde z nas poszło w swoim kierunku.
Droga na lotnisko trwała koło godziny. Ulice Paryża były strasznie zakorkowane, ale udało się i zdążyliśmy na samolot. Szybko przeszliśmy przez wszystkie procedury i wsiedliśmy do samolotu.
Po dwóch godzinach byliśmy w Madrycie. O dziwo, na ulicach leżało jakieś 10 centymetrów śniegu!
Lucy z ogromnym zaciekawieniem oglądała Madryt.
- Podoba ci się tutaj? - spytałem, gdy dojeżdżaliśmy pod mój dom.
- Fajnie jest. Raz byłam w Madrycie. Ale to jak miałam może 7 lat.
- Latem jest o wiele ładniej - zaśmiałem się.
- Victoria też tutaj będzie, prawda?
- U mnie w domu raczej nie.
- W Madrycie.
- Chyba tak. Ale są szanse, że święta spędzą w Anglii. Cieszysz się, prawda?
- Nie zaprzeczę - otworzyłem drzwi od mojego domu, ale bałem się wejść. Miesiąc poza swoim królestwem trochę niszczy psychikę. Wziąłem głęboki oddech i zrobiłem krok naprzód. Nic się nie zmieniło. Ten sam zapach, te same meble, ale coś było nie tak... Tak, jakby dom za mną tęsknił. Niemożliwe, ale gdy postałem chwilę w swoich czterech ścianach, atmosfera diametralnie się zmieniła. Powietrze stało się lekkie i ciepłe.
- Ale mega dom... - powiedziała z szeroko otwartymi ustami.
- Bez przesady. Nie widziałaś domu Crisa - zaśmiałem się. - Dobra, do świąt zostały 3 dni. Musimy zrobić zakupy, zacząć gotować, bo nie zdążymy.
- Tak jest - zasalutowała mi. Pokazałem jej pokój, w którym miała chwilowo mieszkać, a potem wyjaśniłem jej, jak dojść do najbliższego sklepu. Zrobiłem listę z zakupami, dałem jej pieniądze. Kiedy wyszła, chwyciłem za telefon i wybrałem jeden z jedynych numerów, jakie znałem na pamięć.
- Haaaalo? - usłyszałem głos Portugalczyka.
- Siema Cris.
- O... Sergio. Co tam u ciebie?
- A właśnie przyjechałem do Madrytu.
- O proszę. To może jakaś imprezka?
- Chyba po świętach - zaśmiałem się. - Jak tam... w klubie?
- Nie za ciekawie... Ale wróciłeś cały i zdrowy, więc szybko odzyskamy lidera.
- Tak...
- Co jest?
- Nic nic. Chciałem życzyć wam udanych świąt - skłamałem.
- Dzięki. Spędzasz sam święta? Może chcesz wpaść na wigilię...
- Nie dzięki. Spędzam je z... z kolegami z ośrodka.
- No okej. Dobra, ja muszę kończyć i iść po zakupy.
- Spoko. Cześć - szybko się rozłączył. "Ja pierdole..." - pomyślałem. Wszystko się zmieniło. Lucy szybko wróciła z zakupów. Szybciej niż myślałem. Założyłem swoją ulubioną maskę typu: "Jest wszystko okej. Zaraz święta. Jupi." Rozpakowaliśmy wspólnie zakupy i zaczęliśmy przygotowywać świąteczne potrawy.
- Nie wiedziałam, że potrafisz gotować...
- To, że jestem facetem, piłkarzem, nie oznacza, że nie lubię domowych obowiązków.
- To co, zmywać i prać też lubisz? - zaśmiała się.
- Prać tak, zmywać nie. Dlatego kupiłem sobie zmywarkę.
Do wieczora udało nam się zrobić połowę potraw. Sukces. Zmęczeni poszliśmy do swoich pokojów. Chwilę posiedziałem na łóżku, rozmyślałem o przyszłości. Postanowiłem pójść wcześniej spać. Kiedy szedłem w stronę łazienki słyszałem, jak Lucy z kimś rozmawiała. Trochę mnie to zdziwiło, bo w sumie nie miała zbyt wielu znajomych, a tym bardziej takich, z którymi gadałaby cały wieczór. Szybko umyłem zęby, wykąpałem się i ubrałem stare dresy. Kiedy wyszedłem z łazienki, podszedłem pod drzwi od pokoju Lucy. Jej słowa stały się bardziej zrozumiałe.
"Możliwe, że jutro zostanę sama, ale to jeszcze nie jest pewne" - chwila ciszy.
"Postaram się, ale sam wiesz, że przed świętami raczej nie pójdzie nigdzie... Nie. Na pewno nie spędzisz tych świąt sam. Nie. Nie ma mowy... Też za tobą tęsknię... Dobra, jutro do ciebie zadzwonię. Pa."
Szybko wycofałem się pod swój pokój. Tak jak się domyślałem, Lucy poszła się wykąpać.
- Będziesz miała jutro gości? - spytałem. Zauważyłem, że strasznie się przejęła.
- Raczej nie.
- Dla mnie to nie jest żaden problem, żebyś z kimś się mogła spotkać.
- Ale on...ona jest strasznie... płochliwa. Nie lubi nowych znajomości.
- A tak w ogóle... co to za koleżanka?
- Poznałyśmy się kiedyś przez internet. Obiecałam jej, że jak kiedyś będę w Madrycie, to się spotkamy.
 - Wiesz, ja jutro prawdopodobnie wyskoczę na kilka godzin do Crisa i Ikera. Dam dzieciakom jakieś prezenty, jak to dobry wujek Sergio - w jej oczach zobaczyłem ulgę. Trochę się rozluźniła.
- Ale nie chcę robić tobie kłopotów...
- Lucy, spokojnie. Dlaczego masz siedzieć sama, jak możesz spędzić ten czas... z koleżanką...
- Czyli... mogę do niej zadzwonić i będzie mogła wpaść?
- Dokładnie - uśmiechnąłem się do niej, chociaż nie podobały mi się jej kłamstwa. "Koleżanka". Nie wiem, czy miała mnie za idiotę... Ale w sumie jest prawie dorosła, a ja nie jestem jej rodzicem. Jeżeli miała wpakować się w kłopoty, to na swoją odpowiedzialność,
- Jesteś kochany - podbiegła do mnie i mocno wtuliła się.
- Wiem o tym - zaśmiałem się. - A teraz leć się kąpać i do spania.
Wykonała mój "rozkaz". Ja zrobiłem to samo. Gdy tylko zamknąłem drzwi od swojego pokoju, ogarnęło mnie takie zmęczenie... Gdy moja głowa dotknęła ukochanej poduszki, moje oczy od razu zaczęły się zamykać. Ale jedno pytanie, a właściwie dwa... krążyły mi po głowie. Po pierwsze, co się dzieje z Victorią? A po drugie... Kim jest tajemniczy facet, z którym miała się jutro spotkać Lucy?
******************************************************************************
















                                        



Przepraszam was, za tą kiepską "9" :( Ale naprawdę nie miała weny na nią :/ Przepraszam też, że musieliście tyle czekać na nowy rozdział... Ale jest dobra wiadomość, od 13 lutego zaczynam ferie, tak więc będę miała duuuużo czasu na pisanie dla was :)








11 komentarzy:

  1. Wcale nie jest to kiepski rozdział:):*
    Ja też teraz zacznę ferie, pjona !
    Czekam z niecierpliwością na następny, chcę wiedzieć, kim jest ten facet XD
    Życzę weny:)

    OdpowiedzUsuń
  2. to będzie jakiś piłkarz Barcy haha? :D
    pierwsza moja myśl.:D
    czekam na 10;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawe, kim jest ten jegomość, który ma wpaść do Lucy :v
    czekam na kolejny:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział ;3 ciekawi mnie z kim spotka się Lucy ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. zgadzam się z przedmówcami :) kiepski nie jest, jest dobry :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetny! <3
    Czekam na kolejny! ;**/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział świetny jak zawsze <3 :)
    Czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń
  8. super rozdział, jestem ciekawa z kim ma się spotkać Lucy, pisz nowy szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Super! Czekam na kolejny^^

    OdpowiedzUsuń
  10. Genialny! *.*

    OdpowiedzUsuń
  11. Super <3 czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń